wtorek, 24 grudnia 2013

Wiligia 2013

Nasza wigilia wyszła dość nietypowo, ze względu na gości, którzy przybyli do nas w tym niezwykłym dniu. Tekst ma 28 stron w Wordzie, a lenistwo nie pozwoliło nam na poprawienie błędów, dlatego jest ich cała masa. Wszystkim, którzy zaglądają do Delicious Stable życzymy wesołych i pogodnych świąt! :)

Niżej możecie poczytać o Wolverinie w roli nadopiekuńczego tatusia, Lokim i jego narzeczonej - Detalli oraz Iron Manie w saniach zaprzęgniętych w kudłatego rumaka. Zapraszamy! :)


  • Ruska
  • Delicja
  • Detalli


Oraz załogi Delicious Stable & Winter Mist


W wyjątkowo dobrym nastroju siedziałam przy kuchennym stole ze Sky. Usiłowałyśmy stworzyć najdłuższy na świecie łańcuch z kolorowych, papierowych pasków. Póki co Rayan oceniał go na cztery metry, więc przed nami pozostawały jeszcze jakieś trzy kilometry. Vienne i Megan wypiekały ciasteczka, od dziewiątej kuchnie okupować miała drużyna przygotowująca potrawy na dzisiejszą wigilijną kolację. Chwilę wcześniej rozmawiałam z Detalli, załoga Winter Mist powinna być na czas, ponieważ Loki zaoferował im teleportację do naszej stajni z samego Krymu. Nie znam się na tych magicznych sztuczkach... Zerknęłam na Vi grożącą Ray’owi drewnianą chochlą i mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Idź się zajmuj halą, dobrze? Nie prowokuj kuchmistrzyni – powiedziałam kręcąc głową. – I podwórkiem. Skrzyknij chłopaków, dacie radę. Chcę się czuć jak w fabryce Świętego Mikołaja.
- Del i Nick pojechali po lampki, bombki i te inne... Czym mam stroić poddasze? Jakiś genialny pomysł? – zapytał z kpiącym uśmiechem, opierając się o ścianę.
           - Oj już coś wymyślisz, sio! – rzuciłam garścią wycinanek, a Kyrah potraktowała go szczyptą czerwonego brokatu, którym wcześniej obklejałyśmy kartki świąteczne.
            Kiedy porzuciłyśmy pomysł z łańcuchem, który zdążył przybrać imponujące rozmiary, zabrałyśmy się za pakowanie prezentów. Wciąż denerwowałyśmy się na papier, w końcu porwałyśmy wszystko i zadzwoniłam do Delicji, by będąc w mieście, kupiła kilkanaście torebek na upominki. Poupychałam wszystko do szafy, by nikt nie zdążył dopatrzeć się co też dla tego kogoś zakupiłam. Nie byłyśmy mile widziane w kuchni, gdyż obydwie kochałyśmy podjadać... Postanowiłyśmy pomóc Rayanowi w rozwieszaniu dekoracji, na dworze zebrała się cala reszta załogi DS. 
       Gdy ja i Nick przyjechaliśmy już do stajni z całym zapakowanym samochodem, zaczęliśmy powoli to wszystko rozpakowywać. Gdy w końcu wszystko ogarnęliśmy, dołączyliśmy się do reszty strojąc i sprzątając stajnię oraz inne. Zaraz miałam się wziąć się za pakowanie prezentów, więc poszłam do mojego pokoju i zaczęłam pakować. Było ich sporo i trochę się napracowałam. Gdy nareszcie skończyłam poszłam dalej pomagać ekipie. Po dłuższym czasie stajnia była już ustrojona, przyszła pora na domek. Wszyscy już mieli dość tego strojenia, ale cóż. Gdy ustroiłam mój pokój poszłam przyglądać się Vegasowi bo ciągle chodzi w kółko przyglądając się innym.
- Co tam Del? - zapytała Ruska.
- A nic, patrze sobie na Vegasa jak chodzi w kółko.
- To jak już się na patrzysz to przyjdź, będziemy ubierać choinkę.
- Ok.
Poszłam do Vienne i Megan zobaczyć jak idzie im przygotowywanie ciasteczek. A potem poszłam by pomóc w ustrojeniu choinki. Wszystkim się odechciało mieliśmy sobie zrobić przerwę ale Ruska nigdy nie odpuszcza i nas zatrzymywała :D.
Chris przytargał kolejne pudło z bombkami, w czasie gdy Ray i Nick piłowali końcówkę drzewka, które ledwo mieściło się w salonie. Z zainteresowaniem obserwowałam jak krzywo i nieudolnie wychodzi im ta robota.
- Zobaczycie, będzie się chwiała... - nieśmiało wtrąciła Erika.
- Dobrze jest - mruknął mój drwal nie przerywając zajęcia.
Cierpliwie czekałyśmy na efekty, które okazały się być dokładnie takie, jak podejrzewała trenerka. Obydwaj zmierzyli ją morderczym spojrzeniem i po raz kolejny zabrali się do piłowania. I po raz kolejny choinka wierciła się na wszystkie strony. W końcu zniecierpliwieni przywiązali ją do kaloryfera i zabrali się za rozplątywanie lampek. Później szło już sprawnie, pewnie dzięki mnie, ponieważ razem z gitarą Dylana zajęłam miejsce na wygodnej kanapie i cichutko brzdąkając nadzorowałam pracę, a w razie konieczności stosowałam solidną dawkę mocnych argumentów pod adresem co bardziej leniwych osobników.
W końcu na czubku choinki pojawiła się srebrna gwiazdka. Nasze drzewko wyglądało strasznie, to znaczy, przypominało takie, które ubierała zgraja przedszkolaków lub pacjentów zakładu dla psychicznie chorych. Zero zmysłu estetycznego, ale za to bawiliśmy się świetnie. 
 Po ubraniu choinki każdy po trochu zaczął wkładać prezenty pod choinkę, jeszcze tylko małe poprawki w stajni w domu przy choince i wszystko gotowe. Razem z Ruską mieliśmy plan, dlatego też sprowadziliśmy konie ja Vegasa a Ruska Dramata i wprowadziliśmy je do boksu, i zaczęliśmy czyścić koniska. 
Boks mojego konia znajdował się tuż przy wejściu, dlatego bez problem zauważyłam bladoniebieskie światło, które nagle pojawiło się na podwórku. Rzuciłam szczotki do żłobu i wyszłam z boksu zamykając go, po czym biegiem ruszyłam na zewnątrz. Detalli wraz z Lokim i ekipą Winter Mist jak gdyby nigdy nic stali sobie przed stajnią i krytycznie przyglądali się wszelakim bombkom i świecidełkom umieszczonym chyba wszędzie gdzie tylko udało dostać się naszym stajennym. Rzuciłam się na moją siostrę zamykając ją w silnym uścisku. Ona nie była mi dłużna, a kiedy obydwie nie mogłyśmy już złapać tchu - puściłyśmy się. Przywitałam się z resztą. Nawet nie zdążyliśmy wejść do domy, gdyż strumień błękitnego światła pokazał mi się po raz kolejny, tym razem przybyli do nas Thor i Jane. 
Wkrótce na dziedziniec zajechał także kabriolet Pietra i stary mercedes Kurta. 
Goście usiedlili się i zajadali się ciasteczkami czekając na nasz plan. Po chwili mieliśmy już przyszykowany strój my już ubrane w śnieźynki ale konie nie. Więc szybko zabraliśmy się za ubranie koni. Wyglądali prze fantastycznie. Wkońcu wsiadliśmy i po cichu podjechaliśmy razem z Ruską do okien przy kuchni. Ruska po jednej a ja po drugiej stronie. Wszyscy na początku się przestraszyli a po tem skumali i zaczęli się śmiać. Pojechaliśmy do hali która była pięknie ustrojona i przypominała chatkę Świętego Mikołaja. Vegas trochę się zaniepokoił i zaczął robić swoje ale szybko się opanował. Wszyscy rozsiedlili się i zaczeli patrzeć gdy my stępowaliśmy.
- Ruska, trzymajmy się według planu. - Powiedziałam szepcząc.
- Ok, ok nie no nie mogę ale będzie ubaw. - Odpowiedziała śmiejąc się cicho.
Po chwili zaczełyśmy rozgrzewać konie. Mieliśmy sporą publiczność dlatego chcieliśmy pokazać się z jak najlepszej strony. Vegas na początku był strasznie do przodu i próbował mnie wysadzić z siodła, a Dramat tylko był do przodu. Po chwili zaczełyśmy kłusować i robić różne ćwiczenia w kłusie. Próbowałam opanować Vegasa dość długo mi to zajeło ale się udało. Gdy podjeżdżałam do Dramata ten się szczurzył i próbował kopać. Ruska opanowała sytuację i już po chwili zaczęła galopować. Nie mogliśmy tracić dużo czasu na rozgrzewkę dlatego też dałam sygnał do galopu. Veg jak wystrzelił z procy to poprostu jak petarda, nie dało go się opanować. Jechałam bez kontroli, ogier zaczął podjeżdżać do widzów i patrzyć jak by chciał ich zabić. Naszczęście się opanował i wszystko wróciło do normy. Razem z Ruską zaczełyśmy pokas międy innymi kadryl. Nie był to dobry poysł z Vegasem ale cóż zaryzykowałam. Robiliśmy serpętyny, rozjeżdżałyśmy się na boki i jeszcze wiele żeczy, naprawdę uważam że kadryl nam się udał. Po wykonanym pokazie poklepałam ogra i razem z Rus podjechałyśmy do publiczności która zaczęła nam klaskać, po czym oznajmiłyśy.
- Schowałyśmy dla was niespodziankę jest ona ukryta gdzieś i waszym zadaniem jest ją odszukać. - Oznajmiła Ruska.
- Możemy dać wskazuwkę że jest ona ukryta gdzieś na plaży, możecie użyć wszystkiego co jest w stajni a między innymi konie, będą wam potrzebne by tam dojechać chyba że wolicie iść na piechotę.
- Tylko nie wsiadać na konie Heilari i Lady.
- Ok - wszyscy oznajmili z entuzjazmem i nie zastanawiając się pobiegli do stajni szykując konie.
Uszykowali konie sobie hop siup a my z ruską wjeżdżałyśmy do stajń na koniach na których zaprezentowałyśmy kadryl by zobaczyć jak tam im idzie. Niektórzy już wyruszyli na plażę w poszukiwaniu niespodzianki. Ufo Sabrina i Megan zostały by poszukiwać w okolicach stajni bo, zabardzo nam nie wierzyły że schowałyśmy niespodziankę na plaży. Dość długo nie przyjeżdżali więc trochę sobie poćwiczyłyśmy jeszcze na naszych rumakach.
Najwięcej osób wybrało konie ubrane w samo ogłowie, kilka pokusiło się o zalozenie siodel, a nieliczni wybrali samochody. Nie licząc Tony'ego, który odział zbroję Iron Mana i dziarko przefrunął nad podwórkiem kierując się w stronę pastwisk. Patrzac na miny naszych drogich gosci moglam smialo stwierdzic, iz oklepowa jazda po okolicy nie nalezala do ich najskrytszych marzen.
- Dobra, to mogę was zaprowadzic na plaze - zaoferowałam podjezdzajac z kucykiem do gromadki jezdzcow.
Cała załoga Winter Mist z Thorem i Lokim ruszyła z kopyta. Jane, Pepper, Natasha, Clint i Kapitan postanowili zostac w domu i pilnować ciasteczek. W tej chwili nasze babeczki stały się najlepiej ochranianymi przedmiotami w Eurpie, więc byłam spokojna i ich los. Konie pozbaiwone siodeł szły chetniej i zwawiej, totez szybko przeszliśmy do klusa. Po kwadransie jazdy moglismy dojrzec ocean. Niestety slonce zdazylo juz zajsc, zanim z impetem wgalopowalismy na piach. Kilka koni wyrwało się na przód i wpadło z łagodne fale. Mój telefon zaczal dzwonic, wiec nie zwazajac na chapiacego mnie Dramata odebrałam.
- No co tam?
- Tony to znalazł - powiedziała konspiracyjnym szeptem.
- Dobra, to jedziemy... - rozłączyłam się. - Konkurs zakończony. Biegniemy teraz na łąkę!
- Miało być pastwisko, zdecydujcie się... - mruknął ktoś. Niestety nie potrafiłam namierzyc delikwenta...
Zwawo ruszylismy w strone łak pokrytych warstwą śniegu. Usłyszelismy ciche parskanie, które z czasem stawało się coraz głośniejsze. Na wzgórzu stały wielkie sanie z zaprzegnietym Ardiente. Kon miał na sobie szelki z dzwoneczkami i czapke Mikołaja z dziurami na uszy. W środku siedział troche znudzony Stark, który próbował wystukiwac jakąs melodyjke, ale najwyraxniej jego telnt muzyczny nie ukazał się jescze w pełni.
- To miała byc niespodzianka? Sanki i kudłata habeta? Nie ma co, impreza jak się patrzy...
- Nie marudź. Kulig czas zacząć!
Del przywiozła terenówką dziewczyny po czym sama zasiadła na przdzie zbierając lejce. Tinker w znakomitym humorze od razu zakłusował i całym stadem pojechaliśmy w stornęlasu.
- I co... zamierzacie nas zgubić w lesie i pobawić się w podchody? - zazartowała Dyenney rzucając w tym samym momencie śniezką w Lokiego... jejku... jak oni się uwielbiali...
Las stawał się coraz gęstrzy a delikatne igły z stoickim spokojem znosiły nacish białego puchu. Równy tentęt końskich kopyt działał uspokajająco a z wytłumiającym dźwięk śniegiem tworzył niesamowitą zimową melodię. Rozejrzałam się dookoła, nie miałam najzieleńszego pojęcia, gdzie jechaliśmy. Stark znów zaczął coś nucić, lecz jego starania nie dawały tego świątecznego nastroju, określiłabym to raczej jako pogrzeb kota. Nie czekając dłuzej wszystcy uczestniczący w kuligu wybuchnęli jednym rytmem, no, moze nie wszyscy, gdyz nasi drodzy asgardczycy nawet nie znali tego utworu, więc tylko patrzyli na nas wielkimi oczami. Nie mogąc wytrzymać ich jakze "krwiozerczego" spojrzenia wybuchnęliśmy śmiechem.
- Sorki Thor, nie zaśpiewamy o tym jak koza pomogła ci dostać się do wieśniaków byś zaśpiewał im specjalną pieśń na cześć nordyckiego święta. - władca piorunów spojrzał na Ruskę spojrzaniem mówiącym "nie igraj z napięciem tysiąca volt".
- To tylko głupia bajeczka. - policzki męzczyzny zaszły czerwienią i byłam pewna, ze nie tylko przez mróz.
- Wmawiaj sobie szwagierku. - wsparłam siostrę w boju na nieniszczalny młot i... i... - Sioczyczko cio ty dierzyś w walće? - spytałam słodkim głosem chcąc jeszcze bardziej rozbawić atmosferę która swymi donośnymi okrzykami radości obudziła i przegoniła cały las az do Jotunheimu.
- Ja kochana sioczyczko władam palćatem skokowym. - powtórzyła mój głos.
- Kochaniu czemu antycypujesz moje wypowiedzi. - próbowałam przybrać teatralnie zdenerwowany wyraz twarzy, zastanawiałam się, czy by nie wysunąć pazurków, bo jakoś mało powaznie wyglądałam dławiąc się śmiechem... nie rozumiałam czemu.
- JA?! CZO?! Ja wcale nie jestem ANTYCY... ANTYCU... ANTYPY... Oj no tym czymś czym mnie raczyłaś nazwać.
- A-nty-cy-pa-ntka. - uśmiechnęłam się triumfalnie... po czym oberwałam śniezką.- No wiesz! To był zamach na królową!
I nie wiadomo kiedy zaczęło się obrzucanie śniezkami, zbieraliśmy z drzew blisko rosnących biały puch, wojna na miarę asgard x jotunheim... A więc Młot kontra palcat skokowy oficjalnie czas zacząć.
Cóz to się nie działo na pokładzie kuliku śmierdzi klasy bifrost asgardzki. Delka nie pozostała dłuzna tej pięknej białej kulce prosto w twarz i nie zastanawiając się kogo zaatakuje wzuciła lodowaty śnieg za kołnierz Lokigo.
Po dłuższym czasie schowałam się a po chwili wyskoczyłam i włożyłam kulkę za bluskę Rus. O nie Ruska nie wachając się zaczęła mnie gonić i żucać we mnie. Wkońcu gdy dała sobie spokój dalej żucałam ale już w różne osoby. Detali wymyśliła że pożucamy się ale na drużyny i ta drużyna która żuci w przeciwną drużynę więcej kulek wygrywa. No więc podzieliliśmy się na drużyny i zaczeliśmy się żucać.
- A masz. - Powiedziało Ufo.
Zatem oddałam w nią strzał kulką. Dość długo się żucaliśmy wkońcu ogłosiliśmy wynik, po czym się otrzepaliśmy i wsiadliśy do sań. Prowadząc sanie kierowałam się w stronę stajni. Wszyscy inni sobie gadali i śmiali się tak że było ich słychać w kosmosie :D. Gdy dojechaliśmy do stajni pasażerowie wysiedli z sań i poszli razem z Ruską do kuchni by przygotowywać już opłatki. Ze mną został Nick który pomógł mi oporządzić tinkera. Zajeło nam to sporo czasu ale potem jak najszybciej poszliśmy do kuchni.
Wtoczylismy sie do salonu, gdzie stala choinka przywiazana do kaloryfera wbudziła ogólne zaintersowanie. Postanowilismmy napis sie gorocej czekolady zeby nieco sie ogrzac. Rozmawialismy sobie o roznych glupich rzeczach, kiedy usłyszelismy warkot motoru. Dzwięk stawał się coraz głośniejszy, az w koncu zniknął - maszyna zatrzymała sie przed drzwiami. Wymieniłam zaniepokojone spojrzenia z Detalli. W momencie, gdy przybysz zapukał prawie podskoczyłysmy, choć kazdy sie tego spodziewał. Niezwruszony Nick poszedł otworzyć drzwi. Nawet nie zdazyl zapytac, a moze zdziwil sie na tyle, ze nie potrafil wymowic słowa... Tak czy inaczej do salonu wszedl Wolverine, w całej swojej okazałosci.
- Tataaa! - krzyknelysmy jednoczesnie i rzucilysmy mu sie na szyję. Zdawkowo poklepywal nas po plecach i cierpliwie czekał  az konczymy go przyduszać. W końcu pusciłyśmy go i przypomniałyśmy sobie o tym, ze nalezy chornic go przed pewnymi istotnymi informacjami.
- Nie odpwiedziałes na zaden z moich czterystudziewiędździesięciu smsów - Det zmierzyła go surowym wzrokiem i skrzyzowala rece.
- Byłem zajęty - odparł i jak gdyby nigdy nic, skierował się do kuchni. Wrócił z butelką wody i odciął gwint wysunietym na chwilkę pazurem. Wyobrazilam sobie ten pazur na szyi Raya.
- Szklanki sa w szafce.
- Domyslam się. - Usiadł na kanapie obok Lokiego. Tym razem to Detelli miala nieciekawą minę.
Nie byłam pewna jaki moja twarz przybrała kolor. Siny? Zielony? Blady? Błagałam w duchu, zeby nie wszystkie trzy na raz zmieszane w nieciekawą, jakze pięknie zwaną, sraczkowatą barwę. Loki i tatuś, tatuś i loki, niebezpiecznie blisko siebie. Zegar tik tak tik tak ignorował mój strach. Siedziałam jak na szpilkach, gotowa zrobić cokolwiek by ratować naszych kochanych wybranków. Wolverine, niewzruszony niczym ten zegar z typową dla siebie dozą "sympatyczności i przyjacielskości" odwrócił głowę i zmierzył wzrokiem mojego narzeczonego. Czy czaszka juz mi wybuchła z natłoku obaw? Nie, jeszcze nie. Widziałam równie przerazoną siostrę, takze siedziała cała sztywna nie wiedząc co robić. Jednak najgorzej trafiło się bratu Thora, który miał dziwnie zmieszaną minę.
- Dzień dobry. - powiedział niepewnie, bo co miał mówić do mojego taty "witam zaręczyłem się z pańską córką". - Miło mi poznać ojca mojej... - całe szczęście nie wydarłam się "ty tępy debilu" na całe pomieszczenie i w ostatniej chwili zatkałam mu buzię chipsami, jestem pewna, ze Ray, znający sytuację jakze napietą, sam by to zrobił.
- O co chodzi? - ociec podniósł badawczo brew, jezeli wyglądałam równie nieciekawie co Ruska, to na pewno nabrał podejrzeń.
- "Co teraz." - moje, choć nieco zaburzone myśli, powędrowały prosto do siostry.
- Skąd mam wiedzieć. Zabunkrujmy ich w schronie przeciwatomowym... - wyszeptałam. - Ekhm, to co? Pojawiła się juz ta pierwsza gwiazdka?
- "A masz taki schron" - wolałam nie ryzokować szeptu, chyba byłam zbyt spanikowana by otworzyć usta, błagałam w myślach by nie skończyło się bitwą adamantium, kontra dzida, kontra młot. - Chyba coś widzę... - wyksztusiłam z wymuszonym uśmiechem.
- "Co widzisz?" - przeszłam na telepatię przypominając sobie, z lekkim opóźnieniem, iz tatauś ma przeciez wyczulone zmysły.
- "A co mówiłaś o gwiazdce. Skoro poruszyłyśmy temat pierwszej gwiazdki to udowodnijmy tatusiowi, ze chociaz nie ma nocy gwiazda błyszczy". - i co dalej wykombinować, moze Thor miał jakiś środek uspokajający ze szpitala. - "Moze nie będzie źle, juz jest szarówka".
- Powinniście pomóc zanosić jedzenie na stół - powiedziałam stanowczo. - Loki i Ray w szczególności. Ta grzobowa bez waszej pomocy nie da sobie rady. A Tatuś... Moze chcesz piwka, czy coś? - zapytałam. -"rozpuścimy mu w tym jakieś środki." - pomyślałam kierując słowa do Det.
- "Kochana, wyczulony węch, będzie wiedział, ze coś mu dodałyśmy." - zamyśliłam się na chwilę. - "Myślisz, ze Ray zrozumiał aluzje, iz ma wytłumaczyć Lokiego jak krowie na rowie, ze z tatusiem o poślubieniu córek się nie rozmawia?"
- "Mam nadzieję". - tatuś szczęśliwie niczym się nie przejął lub bardzo dobrze udawał i niewzruszony włączył telewizor. W jadalni zrobilo sie tloczno, na stole pojawiało się coraz wiecej jedzenia. Detalli stanęła obok zerkając do salonu przez uchylone drzwi.
- "No to czas posłuchać rozmowy naszych drogich chłopaków." - przesłałam siostrze wiadomość, trochę rozbawiona tym, iz Ray moze mieć kłopoty z tłumaczeniem.
- Nie rozumiem o co wam chodzi. - Loki wyglądał na wyraźnie zdezorientowanego. - Dlaczego mu nie powiecie. - pytającym wzrokiem zbitego szczeniaka atakował mojego szwagra.
Wymieniłam z Rayem znaczące spojrzenia i zajęłam się rozkładaniem serwetek, z kolei Det złapała za sztuće.
- No dobra brachu, sprawa wygląda tak: pod karą śmierci,esz pisnąć słówka o tym, ze sie zareczyliscie. Wolverine nalezy do osób, które najpierw rozszarpują na kawałki, a potem zaczynają zadawać pytania.
- Czekaj... czyli on nie wie tez o tobie i o Rusce? - byłam ciekawa za ile dym wyleci mu uszami. - Ale czemu? Przecież ojciec powinien wiedzieć o szczęściu córek. Tak się nie godzi, zeby ojciec oblubienicy nie wiedział o ślubie czy zaręczynach. - mimo napiętej sytuacji zaczęłam się śmiać z połozenia Ray'a.
- Tak sie składa, ze moja... oblubienica, woli mnie w jednym kawałku. Jelita w postaci choinkowego łańcucha nie wyglądają najlepiej... - odparł. - Uwiesz mi, nie chcesz go widzieć, gdy się trochę wkurzy.
- Czekaj... ale co mają jelita do łańcuchów...i do Wolverine'a, ojciec panny młodej to ojciec panny młodej. - juz widziałam jak Ray wali głową w mur.
- Eh... Powiedźmy, ze... On nie lubi być ojcem panny młodej, ok? Woli raczej rolę ojca starej panny czy czegos w tym rodzaju. Kazdy taki delikwent, który podejdzie za blisko, poznaje niesamowite właściwości adamantium na własnej skórze. Stary, to są jego oczka w głowie, jasne?
- Adamantium? Co to? To coś jak eter czy teseract...? Jakie właściwości ma... adamatium? - widocznie się zaciekawił, juz wyobrazałam sobie plany broni, które tworzy.
- To coś, co przeszyje ci brzuch jeśli nie będziesz siedział cicho - warknął mocno juz zniecierpliwiony.
- No ale co to jest. - był oburzony brakiem dokładnej odpowiedzi. - Dobra, czyli jak powiemy mu o tym, ze kochamy jego oczka w głowie, a one to odwzajemniają to...? Pogrozi nam wielką, jak Detalli zwykła zwać, dzidą przeznaczenia z... adamantium? A moze czymś w rodzaju broni Chitauri. - tak on juz w głowie produkował broń.
Ray zacisnął dłonie w pięsci i spojrzał na mnie błagalnie, ale postanowilam byc nieugneta.
- Jego szkielet został pokryty pewnym metalem... Przez to jest praktycznie nieznaoszczlany. Ma takie bajernackie pazury, kótre są ostrzejrze niz cokolwiek innego, okey? Więc zadaj sobie pytanie: czy chcesz zeby taki, powiedzmy, noz odciął ci głowę? Nie? To morda w... Bądź cicho.
-Morda... Jaka Morda? Macie tu bildisznajp?*  pisze tak jak się czyta bo nie wiem jak się pisze   *skąd je   wzięliście? Karmicie je konmi? To kiepski pomysł ale cóż. Wolą ludzkie mięso. -zaśmiał się z niewiedzy Ray'a a ja mu w myślach  zawturowałam.
Popatrzyłam na Det z wyrzutem i wróciłam do rozkładania serwetek.
- Dobra... To może porównaj sobie pana tatusia do takiego... stwora. Tyle, że on woli mięso mężów swoich córek, to tyczy się także tych przyszłych."
- Czyli pan ojciec nakarmi nami bilsznajpy? -Nie mogłam wytrzymać czemu Rus się nie śmiała z sytuacji Ray'a. - To kiedy powiemy o naszych oblubienicach?
- Kiedy będziemy bardzo daleko stąd... Powiedzmy, że nakarmi nami bildisznajp. Podoba ci się taka wizja przyszłości?
- Nie... to  niestosowne.
-" Słyszysz to siostro. Haha. Słodkie braterskie przepychanki. Thor opowiada o słabych stronach Lokiego. Hah. I o Rayka też. " - wysłałam jej w myślach, dopiero po chwili  spoważniałam w głowie zobaczyłam blask adamantium. - "on mówi o ich słabych stronach! Będzie wiedział gdzie uderzyć! Idiota!"
- Jak z dziećmi, no jak z dziećmi... - mruczałam pod nosem i stanowczo wparowałam do salonu. Tata w najlepsze wymieniał plotki z Thorem. Teraz dziewięć królestw będzie wiedziało, że lunatykuję i smaruje poręcze schodów masłem we śnie.
- Thor, czy mógłbyś oderwać się od tej pasjonującej konwersacji i przynieść z piwnicy kiszone ogórki? - wycedziłam. - Chris z pewnością ci pomoże. - Złapałam przechodzącego stajennego za ramie i zbiłam mu paznokcie tak mocno, że chłopak szybko przekonał się co do moejgo pomysłu. Wróciłam do jadalni, Loki i Ray wciąż usiłowali się dogadac, a Det przysłuchiwała się im z uwaga i wcinała suszone morele.
- Sytuacja  złagodzona. Loki pojął o co chodzi. Tylko co z Thorem. Bo jeżeli konwersacja będzie wyglądała równie ciekawie jak ta tutaj to chyba nie zjemy przed nowym rokiem. - zaśmiałam się i razem z Rus podeszłyśmy do Ray'a. - Widzisz chłopie nie było tak źle, prawda?  Wytłumaczyłeś mu. Może pomożesz Chrisowi z Thorem? Co ty na to?
- Nie - zaprzeczył szybko.- Żadnych rozmów z kosmitami. Nigdy więcej. Zapamiętam sobie w co mnie wplatałaś - powiedział do mnie z zadziornym uśmiechem. - Idę się ukryć w kuchni.
- No dobra... - westchnęłam. - To co? W sumie chyba mozemy już się bierać, gdzie są opłatki?
- Najpierw Thor musi się uporać i zrozumieć adamantium. - uśmiechnęłam się zadziornie do Ray'a lubiłam go wkurzać, cóż to mąż mojej siostry niech uważa. - zanieśmy te suszone owoce zanim je zjem. Od specyfiku Lokiego nie jadłam przez tydzień. To znaczy jadłam. Jedną kromke na śniadanie... - spiorunowałam go wzrokiem - Cholerne wymiarowe zasady. - przeklnęłam w myślach dużą wiązanką ciekawe czy Rus słyszała. -Tatuś mówił też coś ciekawego o mnie? -zapytałam niosąc jedną z tac.
Zrezygnowany Ray podszedł do drzwi. Żeby dostać się do piwnicy trezba przejść przez salon. Stwierdziłam, że to powinno być bezpieczne, więc spokojnie zaczęłam rozstawiać szklanki.
- Słyszałam coś o podkradaniu Summersowi jego googli, przez co, biedaczysko, strzelał swoimi laserami na prawo i lewo. I nie klnij tak, bo mnie głowa boli - zganiłam ją wzorkiem, po czym usmiechnełam się. - Może pójde posłuchać co tam tatuś ma do powiedzenie i będe miała na ciebie haka... - głośno westchnęłam.
- Oj przepraszam. Trochę Jestem poddenerwowana i głodna bardzo godna bardzo bardzo głodna... marudze jak baba w ciąży. - poczułam na sobie piorunujący wzrok siostry i byłam pewna że kieruje go na Lokiego. - Tylko tak się zachowuje! Nie jestem w ciąży. - podniosłam ręce do góry siostra nadal była podejrzliwa.- chcesz to mnie przejrzyj telepatią. - po kilku sekundach pilnego wpatrywania się we mnie Rus trochę się uspokoiła. -Widzisz. Mówiłam.
 - Uważaj. Jak przed ślubem... To dopiero się ojciec wkurzy. Chociaż z drugiej strony każdy wie jak bardzo jest religijny... No nic. Na stole postawiono ostatnią miskę. Większość wypatrzyła już sobie idealne miejsca i warowała przy krzesłach w razie próby kradzieży przez kogoś innego. Do jadalni wszedł tata, za nim Chris oraz Thor z Rayem, którzy rozmawiali o rodzajach broni białej. Drobne problemy z komunikacją werbalną zastępowali zamaszystymi gestami. Przez jeden z takich ruchów Rayan przyłożył tatusiowi łokciem. Na chwilę zapomniałam o oddychaniu, po czym natychmiast pociągnęłam chłopaka za ramie po czym posadziłam na krześle gromiąc go morderczym spojrzeniem.
- Tatusiu może ponczu. Albo rybki. Wiesz co. Zrobiłam ci kurczaka szeryfa. Tego co lubisz. Tego co się w piwie przygotowuje. -próbowałam ratować sytuacje. -Ale najpierw tatusiu opłatek. Złożymy sobie życzenia. Będziemy sobie życzyć długiego życia i dużo szczęścia na przyszłych drogach. No i dużo miłości. Fantastycznego męża lub wspaniałej żony. -byłam tak subtelna że aż dostałam kopniaka od Rus i Ray'a jednocześnie. - to co, wstajemy. -nachyliłam się by wziąć płatki i rozdać każdemu. Nie spodziewałam się jednak ze ktoś przygotuje potrawę z czosnkiem. Czosnek działał na mnie w podobny sposób jak pieprz. Nim się obejrzałam  kichnęłam na cały dom czarnym dymem. -"... no pięknie. Jak to  wytłumaczymy? - wysłałam myślami do siostry obserwując  podejrzliwego ojca
-No ładnie... - przerwałam by pomyśleć. - nawdychałaś się jakiegoś... czarnego... czegoś... Ale już nie ma czasu na pogaduchy. - odparłam dziarsko i porwałam talerzyk z opłatkami, rozdałam je wszytskim, po czym przystapiliśmy do składania sobie życzeń.
- Del? - stukałam ją w ramie tak długo, aż sie odwróciła, a potem zamknęłam ją w niedźwiedzim uścisku. - Wszystkiego naaaajlepszego. Stada fiordów i koników polskich, pożytku z Nicka i ładnego dzieciaka.  - Wyszczerzyłam się. - Szczęścia, zdrowia i miłości.
-Dyenney - podeszłam w strone długowłosej która była zaintrygowana rozwojem sytuacji. - Dużo zdrówka. Powodzenia z MMM. wygranych w zawodach! Uśmiechu!  Wspaniałego męża! -ostatnie powiedziałam trochę za głośno i wtedy zobaczyłam tatusia niebezpiecznie zbliżającego się do Ray'a. Jego mina nie  wykazywała chęci niesienia świątecznego pokoju. -"Sis... lepiej się odwróć."powiedziałam w myślach do Rus.
Słysząc Detalli zerknęłam za siebie i po raz kolejny tego wieczoru zamarłam. Szybko otrząsnęłam sie i podeszłam do taty z wielkim, serdecznym uśmiechem.
- No chodź tu do córeczki. Tak rzadko się widujemy. Biegasz po tych swoich lasach i nawet nas nie odwiedzisz...
Zaczęłam składac najdłuższe życzenia w swoim życiu. Tatuś bąknął cos o zdrowiu i szczęściu, wszelkie sprawy miłosne zręcznie pominął i czmychnął gdzieś dalej. Rozejrzałam się. Loki póki co zajął się rozmową z Jane, Ray gawędził z Delicją. Wszytsko pod konktrolą. Detalli stała pod ścianą i rozglądała się w poszukiwaniu kogos, komu mogłaby podyktować zwyczajowa formułkę. Podeszłam do niej i bez słowa przytuliłam.
- Wszystkiego dobrego, siostrzyczko. Żeby wszytsko ci się układało tam gdzie zamierzasz się przeprowadzić i tak dalej. W nowej roli na pewno sobie poradzisz.
- Dziękuję siostrzyczko. -  odwzajemniłam uścisk.  - tobie także dużo zdrowia i szczęścia. Szczęścia z Ray'em i Sky. Żebyście zawsze galopowali wesoło na swoich konikach. I żebyś nas często odwiedzała. Bifrost stoi otworem... Te jabłka też. - obydwie byłyśmy bliskie  rozklejenia się, nie powiem, łezka zakręciła mi się w oku. Rusce też. Stałyśmy przytulne życząc sobie najlepszego co jest i co może nas spotkać. Jednak szybko musiałyśmy się zabrać w sobie i stawić komuś czoło.
- Nowe drogi? Nowa rola? Z Ray'em i... Sky? - tata poszedł do nas z zdenerwowaniem na twarzy, super słuch, no tak. -o co chodzi? "
- O nic... Takie tam gadanie - próbowałam się wykręcić.
- Wiem kiedy kłamiecie. Wasze źrenice się poszerzają - powiedział lodowato. - Mówcie - dodał twardo, a wyraz jego twarzy był na prawdę morderczy.
Spojrzałam na Detalli zastanawiając się co robić.
- To nic wielkiego. Naprawdę tato. Nic się nie dzieje. Tylko zwykłe życzenia. - próbowałam się wymigać ale niestety nasze zdolności nie miały w pakiecie uspokajania wściekłych rosomaków.
- Tak jak już siostrze powiedziałem. Powtórzę się.  Kamiecie. Proszę więc powiedzieć prawdę. - naciskał coraz mocniej miałam tylko nadzieje że nie rozniesie domu Rus. To się mogło źle skończyć. Zastanawiałam się co powiedzieć. Nie, nie dało sie kłamać. Wiec w jakiej kolejności powiedzieć.  Nie wiedziałam a siostra była równie spanikowana jak ja.
Dłużej ukrywać się nie dało. Chwilę zastanawiałam się jak zacząć, planowałam opowiedzieć o Loki, ale stwierdziłam, że należy wziąć pierwsze wrażenie na siebie. Prosto z mostu czy błądzić...?
- Wyszłam za mąż za stajennego, żeby adoptować dwunastoletnią sierotę - powiedziałam jednym tchem.
Najwyraźniej nie tego się spodziewał, niestety moje słowa rozwścieczyły go jeszcze bardziej. Zamierzał coś mi powiedzieć, ale szybko zmienił zdanie i rozejrzał się po towarzystwie. Jego wzrok padł na Raya, który obserwował wszytsko stojąc kilka metrów dalej.
- Podczas Mikołajek Loki mi się oświadczył! - chciałam by mnie usłyszał,  rozwścieczyłam go jeszcze bardziej widziałam jak podąża do Ray'a i chce się na nim wyżyć. A potem na Lokim. Musiałam się bardziej postarać. - wyjeżdżam do asgardu! Zostanę królową!-zwrócił się w moją stronę jednak nadal miał zamiar ponsiekać ich twarze. -podawał mi owoce przez które i u niego będę nieśmiertelna. Ja tam zamieszkania! - Znów do nas poszedł. Był zły. Nie. To mało powiedziane. Był wściekły a jego pazury były na wierzchu. Nie wiedział kogo pierwszego przeorać adamantium. Zwruciłyśmy na chwile jego uwagę. Co dalej.
Na wszelki wypadek również wysunęłyśmy pazury, byłyśmy gotowe użyć swoich talentów. Jednak co takie podlotki mogły wiedzieć o walce. Widziałam jak Natasha wyjmuje pistolet, a Clint poszedł w jej ślady. Wsyzscy pożerali na swzrokiem. Ray i Loki zastanawiali się nad tym, czy wypada do nas podejść, ale przy pomocy telepatii odradziłam im to w tym samym momencie co moja siostra.
- Idziemy do salonu. Ludzie się na ciebie gapią - warknęłam.
Początkowo ojciec nie zamierzał ruszyć się z miejsca. Widziałam jak bardzo chce ruszyć na naszych wybranków i posiekać ich jak dwie cebulki. Wypchnęłyśmy go za drzwi by móc porozmawiać w miarę spokojnie.
- Tato... Nie możesz tak reagować - powiedziałam trochę niepewnie.
- A jak mam reagować, do cholery jasnej? Co wy sobie wyobrażacie?!
- Rus zrobiła to w bardzo szczytnym celu. Ratowała sierote. Ty też  uratowałeś Raquell. Prawda? -Nie wiedziałam jak bronić siebie wiec zaczęłam bronić siostry. Byłam pewna że nawet Iron Man włożył swój strój. Oby nie kazał nam go odkupywać. I gdzie jest Banner gdy go potrzeba.
 - Nic mnie nie obchodzi! Co wy sobie myślicie, cholera! Takie małe i juz ślub! Kurna  pomyślałyście chociaż raz co robicie!
Niemal zapowietrzyłam się gdy usłyszałam jego słowa.
- To twoja wnuczka! - wrzasnęłam. O masz... Instynkt macierzyński się we mnie odezwał. - To mnie nie obchodzi to co sobie myślisz!
Moje pazury znajdowały się niebezpiecznie blisko jego twarzy. W sumie mogłam go nimi pogłaskać, przecież rany i tak zabliźniły by się w minutę. - Ale masz tak nie mówić - dokończyłam.
Tatuś jakby ostygł, chociaż zaraz potem ponownie pojawiła się ta pulsujaca żyłka na jego czole.
- A ty? Ten cały Loki to idiota! Rozmwalił pół mmiasta! Ściągnął cholerne zagrożenie!
Pięknie. Po prostu cudownie. Nowy Jork. Oczywiście. Jakby ludzie na ziemi nie mogli widzieć jego dobrych uczynków.
- Nie mów tak o nim! Nie możesz! Kocham go! Jest fantastyczny! Zmienił się! To dzięki niemu Mroczne Elfy nie zawładnęły naszą planetą! Poświęcił się! Mógł zginąć! - słone łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się potwornie... widziałam to wszystko na nowo. Na nowo przeżywałam. Ból, przeogromny ból uderzył jak pocisk w czułe miejsca mojego umysłu. Wyzwoliłam tyle emocji. - On zginął! Nie wiem czemu żyje! Nie wiem jakim cudem! Przecież wiesz jak to jest patrzeć na ukochaną osobę która odchodzi! - nadal był wściekły jego napięte mięśnie nie kłamały. Weszła w niego furia.
- Mógł zginąć! Byłoby lepiej dla nas wszystkich! Nie kontroluje się! Nie panuje nad sobą! Stanowi ogromne zagrożenie!
 -TY TEŻ KOCHAŁEŚ DARK PHOENYXA!!! -dopiero po chwili, gdy łzy spływały po moich policzkach zdałam sobie sprawę z wagi moich słów, mógł mnie teraz znienawidzić miał do tego prawo. - "siostro co ja  narobiłam?" - ledwo udało mi się przekazać Rus tę wiadomość.
Zdumiona spojrzałam na Det, potem przeniosłam wzrok na ojca. No cóż, najwyraźniej mocno go to ostudziło, a może rozjuszy jeszcze bardziej? Spojrzał na nią z nieokreślonym wyrazem twarzy i powoli wypuścił powietrze z płuc.
- Spróbuj zrozumieć, proszę... - powiedziałam przerywając irytującą ciszę. Detelli rozpłakała się na dobre, objęłam ją ramieniem i nie wiedziałam co nalezy zrobić dalej. Może łzy córeczki  na niego wpłyną? Póki co wydawał się analizować jej słowa.
Nie patrzyłam nikomu w twarz. Nie wiedziałam co zrobić.  Zakrywałam dłonią usta by znów czegoś nie powiedzieć, czegoś za co ojciec mnie  znienawidzi. Co ja gadam. Na pewno już planował jak mnie porzucić
-"Już mnie nienawidzi?" - zapytałam siostrę telepatią mając nadzieję że jeszcze mnie nie przekreślił. - "jest bardzo wściekły? Co ja zrobiłam..." - jeżeli zaatakuje to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Przynajmniej mam pewność że Sky została zaakceptowana. Na nią na pewno nie będzie wściekły. Ale co z nami.
- "Nie mam pojęcia co kryje się w jego głowie, Xavier nauczył go blokady przed telepatami..." - pomyślałam. Tymczasem tatuś groźnie patrzył na Det, która, jak na złość, nie zamierzała nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego.
- To co innego! - warknął głośno.
Det zadrżała, a ja zauważyłam, że Loki stoi w półotwartych drzwiach i patrzy na nas kurczowo zaciskając dłonie na rękojeści swojej dzidy.
- "O cholera..."- tylko na to było mnie stać. Moja siostra natychmiast podniosła głowę nie wiedząc o co mi chodzi. Widziałam ten diaboliczny błysk w oku Laufeysona, kiedy tylko zauważył łzy na twarzy swojej wybranki. Kamień umieszczony w jego broni pojaśniał nagle, a zanim zdążyłam zareagować Loki wystrzelił ku Wolverine'owi niebieski promień, który z impetem rzcił go na ścianę. Nordycki móg nie ustępował i z coraz większą wściekłością malującą się na twarzy wszedł do salonu ciężko oddychając. Tata natychmiast podniósł się i ponownie wysunął pazury, które wcześniej wspaniałomyślnie schował przy rozmowie z nami.
-"... Teraz mogę klnąć?"-zrobił się nieciekawie. Dzida lśniła coraz bardziej w wściekłość rosła w siłę. Wręcz czułam na swojej skórze furie która swą grozą paliła myśli. Gdyby odczucia miały kolory ten pokój byłby szkarłatny. - "co robić? Użyć mocy... Nie użyć?" - były dwa wyjścia. Albo użyjemy mocy i jakoś uda nam się obezwładnić Lokiego ale ojciec wtedy miałby do niego idealny Wręcz dostęp. Albo nie używać co skończyłoby się... tego się nie da przewidzieć. Ale musiałyśmy zadziałać. Zostawiłam decyzję siostrze.
- "Tak, teraz możesz" - pomyślałam zdenerwowana. - "Uspokój Lokiego" - dodałam i sama szybko podeszłam do ojca. Uzywając telekinezy unieruchomiłam go. Próbował wydostać się z niewidzialnego uścisku w jakim go zamknęłam. No tak, z jego siłą długo nie pociągnę... Zerknęłam na Det pospieszając ją. Szybko otarła łzy i ze zdeterminowaną miną doskoczyła do swojego narzeczonego.
- Zostaw mnie - powiedział groźnie mój ukochany tatuś, zwracając na siebie moja uwagę.
- To dla dobra ogółu. Nie wierć się tak! - warknęłam  z coraz większą trudnością utrzymując go nieruchomo.
- Loki Proszę odpuść sobie. -Co tam moje mówienie, to było jak próba  uświadomienia czegoś lwowi  zagryzającemu gazelę. - Nie zmuszaj mnie do tego. Obydwoje tego nie chcemy. - gdy jednak ujrzałam blask sześcianu w jego broni wiedziałam, iż nie ma czasu na uczynki "dobre" i "złe" i rozważaniach o tym które wyjście jest bardziej humanitarne. Nim zdarzył  wyrzucić niebieskie światło zatrzymałam go. Czułam jego każdą  cząsteczkę z której się składał. Każde drganie. Nienawidziłam obezwładniania istot żywych. Łączyło się to z zbyt dużym wyzwoleniem mocy. Nie chciałam tracić kontroli dlatego bardzo uważałam a zarazem starałam się być stanowcza. Loki nie dawał za wygraną i usilnie próbował się  oswobodzić klnąć coś o traktowaniu córek. Wolverine nie pozostawał mu dłużny, lecz jego wymyślne i bardzo liczne wiązanki miały uderzyć prosto w osobę Lokiego jak i jego postępowanie i bycie chorym psychicznie. Tata nie rozumiał że on jest inny. Ale nie tylko Lokiego nienawidził. Gdy w drzwiach pojawił się Ray z bronią by w razie czego wspomóc żonę nasz X-Men się wkurzył. Widziałam jak więzy telekinezy Rus słabną co do ojca. Moje słabły do Lokiego.
- "Zamiana? " - spytałam w myślach siostrę.
Z trudem przeniosłam moc na Lokiego w tym samym momencie, co Det zajęła się tatą. Od razu zorientowałam się, że wściekły asgardczyk nie jest ani trochę łatwiejszy w obsłudze. On tak samo wymagał wielkiego nakładu energii, by unieruchomić go chociaż na chwilę.
- "Może Kapitan mógłby pogadac z ojcem? W końcu są przyjaciółmi" - myślałam gorączkowo. - Loki, ogarnij się do piorua, bo nie ręczę za siebie! - krzyknęłam czując jak mocno próbuje wyswobodzić się z więzów mojej telekinezy. W jego przyapdku także nie było mowy o obezwładnianiu telepatią.
Tatuś mocno się szarpał, miałam z nim spore problemy. Jednak mimo szamotaniny nie mógł ruszyć się z miejsca. Podczas wyszarpywania się cały czas wyzywał, nie mogłam pojąć jak on to robił, wyglądał jakby nie nabierał powietrza.
- Puść! - krzyknął do mnie z głosem przepełnionym furią. - Natychmiast!
- Nie. - mimo zmęczenia starałam się być stanowcza.
Stark stanął w drzwiach i uwaznie się przyglądał. Chyba wolałam nie widzieć jego miny teraz, zapewne sarkastycznie rozbawionej, puściłabym ojca i poszarpała uśmieszek. Najwyraźniej to czuł i nie odsłaniał twarzy spod maski. Natasha i Clint, w pełni skupieni przyglądali się z lekkim rozkojarzeniem, nie wiedzieli do kogo strzelać. Jestem pewna, ze w głębi duszy celowali w ciało Lokiego, jednak teraz musieli wybrać właściwą osobę, a nie osobę, do której się zrazili. Jak na razie jednak ani Loki ani Wolverine, nie wyglądali na osoby, które mozna oszczędzić. Inna sprawa, obydwoje mogli się po prostu podstawić pod kulki i byliby szczęśliwi i i tak zyli długo, długo.
Rzenie zaniepokojonych koni dało się słychać nawet wśród tych przekleństw. Wraz z siostrą wysłałyśmy telepatyczną wiadomość do wszystkich, którzy nie powinni tu stać, by uspokoili czterokopytne.
Zniecierpliwiony Ray przeladowal bron i strzelil po kilka razy do kazdego z nich. Widzac moja mine usmiechnal sie i wskazal na pociski, ktore w rzeczywistosci nie byly smiertelne. Zawieraly silny srodek usypiajacy. Uzywajac telekinezy zdzielilam go ksiazka lezaca gdzies na polce.
- No co? Wszyscy zyją. Jest idealnie.
- Nie powiedzialabym... - mruknelam. - Oni pewnie zaraz sie obudza... Na tatusia takie specyfiki nie dzialaja zbyt dlugo, a co do Lokiego... Nikt nie wie jak kosmici reaguja na takie medykamenty. To co dalej geniuszu? Przywiazemy ihc do krzeseł, posadzimy na przeciw siebie, by chodź przez chwile spróbowali pogadać?
- Czekaj... zaraz... - zamyśliłam się nad słowami siostry "nikt nie wie jak kosmici reagują na takie medykamenty". - Chcesz powiedzieć, ze zabiłeś mi narzeczonego! - mój wzrok nie był jednak wściekły, bardziej rozbawiony, wiedziałam, ze taka dawka na pewno go nie zabiła, i na pewno nie taki środek, poza tym oddychał, mógł się niedługo obudzić. - Chodź siostruś, my weźmiemy Lokiego. A twój kochany Ray, skoro taki mądry, niech sobie dźwiga szkielet z adamantium na krzesło.
Chłopak zamierzał coś powiedzieć, ale w porę zamknął sie i bez słowa zabrał się za podnoszenie teścia. Clint postanowił mu pomoc, wiec Wolverine w miarę szybko znalazł się na krześle pod ścianą. Natomiast przy Lokim pomógł nam Kapitan i dwóch stajennych, Det zapierała sie, ze jest tak ciężki wyłącznie przez stój grubości zbroi. Obydwoje wygodnie siedzieli już na miejscach. Ktoś zorganizował gruby sznur, Natasha wypróbowała nowy węzeł. Wyglądał solidnie, więc gdy panowie zaczęli sie budzic - ja i Detalli stojące obok byłyśmy spokojne. Ray usadowił się na fotelu nieopodal nas. Reszta opuściła pomieszczenie, ponieważ kolacja na stole kusiła zbyt mocno, by goście potrafili się jej oprzeć.
Tato powolnie otwierał oczy, jeszcze zapewne nie widział obrazu przed sobą, albo mógł dostrzec tylko rozmazane istnienie przed nim. Zanim całkowicie podniósł powieki zdążył juz wysunąć pazury. Chciał szarpać dłońmi  na prawo i lewo, juz ja wiedziałam kogo on sobie w myślach sieka niczym malutkie grzybki.
- Ciekawie się zapowiada. - mruknęłam, lecz nadal starałam się zachować spokój, miałam nadzieję,  sznury wytrzymają napór wściekłego ojca z szkieletem z adamantium i Lokiego, młodego boga. - Naprawdę bardzo ciekawe.
Asgardczyk także wyglądał, jakby zaraz miał się obudzić, no, więc juz wiemy, ze ta substancja na kosmitów nie działa zbyt długo, miałam tylko nadzieję, ze nie wystąpią efekty uboczne. Oj wtedy Ray by oberwał. Mój szwagier przyglądał się uwaznie całemu zajściu przebudzania się naszych drogich chłopców. Cóz, wyglądało to bardzo ciekawie gdy z na pół przymkniętymi oczami mamrotali najrózniejsze wyzwiska pod nosem, tatuś starał się wymachiwać pazurami a Loki myślał, iz w ręce nadal dzierży dzidę. Lecz z kazdą sekundą byli coraz bardziej świadomi, przygotowywaliśmy się na wszystko.
Tata rozejrzał się i po raz kolejny sprawdził wytrzymałość liny. Popatrzył na nas z wściekłością.
- Dzieciaki... - mruknął pod nosem.
Zaraz potem jego wzrok spoczął na Lokim, Detalli niespokojnie drgnęła, ale póki co nie zamierzała reagować. Bacznie obserwowałam ojca. Stwierdziłam, ze pierwsza złość mu przeszła, wiec mógł juz na trzeźwo przeanalizować fakty. Co prawda obecność dwóch gości, którzy chwile wczesniej wylądowali na samym szczycie listy wrogów do zlikwidowania nie była mu na rękę, ale chyba potrafil sobie z tym poradzic. Loki nie okazywał juz gniewu, a przynajmniej nie bylo tego po nim widac. Siedzial jak posag, nie ruszal się, a jedynie patrzył na siedzacego przed nim Mutanta z zimna obojętnością. Głucha cisza stawała się nie do zniesienia.
- To co...Przestaliscie walczyc, moze czas na rozmowe? Dac wam chwile? - zapytałam troche niepewnie. Nie miałam pojęcia co strzeli im do głowy, dlatego pytająco spojrzałam na siostrę.
Zmierzyłam wzrokiem Ruskę, wyobrażałam sobie wszystkie sposoby pod tytułem "jak wypatroszyć ludzi, poziom delikatny, średni, okrutny". O ile Wolverine miał zawsze przy sobie, a raczej w sobie pazury tak berło Lokiego lezało gdzieś... moze u Thora.
- "Jesteś tego całkowicie pewna? Zostawić ich tu... samych?" - pomyślałam ganiąc tym samym szalony pomysł siostry.
O ile ojciec i narzeczony mieli kamienne miny, u jednego z dodatkiem groźby, u drugiego natomiast z przenikliwością. Tak u Ray'a spojrzenie było... nieczytelne, jakby się nadal zastanawiał i nie mógł w tym wszystkim połapać, przeciez jeszcze kilka godzin temu wesoło bawiliśmy się na śniegu i jeździliśmy kuligiem obrzucając się białymi kulkami.
- No dobrze wy... panowie. - ojciec ledwo się powstrzymywał od klnięcia na nich wszystkimi mozliwymi słowami jakie zna. - Co mi macie do powiedzenia. - odwrócił głowę w stronę Ray'a. - Jezeli mamy rozmawiać, to podejdź tu blizej, jestem przywiązany, spokojnie.
Ruska i ja wypchnęłyśmy chłopaka wrac z krzesłem by był w podobnej odległości od taty co asgardczyk. Widać było, iz ojciec najpierw chce wyjaśnień od mojego szwagra, coz, w końcu to siostra najpierw powiedziała o swoim przypadku. Szedł po kolei.
Spokojnie jak na wojnie... Nie za bardzo wiedziałam co myśleć, ale byłam prawie pewna, ze tatusiowi złość wcale nie przeszła.
- To co? Mówisz, czy nie? - warknął.
Ray zastanawiał się co dokładnie należy powiedzieć w takiej sytuacji.
- Nazywam się Rayan Stark, tak na początek. Ściskanie dłoni sobie darujemy...
- Nie obchodzi mnie jak się nazywasz, młody. Odciąłbym ci ten łeb, gdybym...
- Ekhm. - mruknęłam znacząco. - Tatusiu, zachowuj sie... "Nie chcę tu być"-pomyślałam.
Ojciec i Ray zerknęli na mnie, a potem wrócili do tej jakze udanej konwersacji...
- Skąd sie wziąłeś, co?
- Dobre pytanie... I trudne. Poznaliśmy się cztery lata temu w Los Angeles. No a pół roku temu Delicja zatrudniła mnie tutaj i oto jestem.
Tata przyjrzał mu się krytycznie, chyba sam nie wiedział jakich informacji chciał uzyskać. Założę sie, ze jedyne czego wtedy pragnal to rozlew krwi. Ciężko westchnął i ponownie spojrzał na nas, potem znowu wrócił do Raya. Inaczej to sobie wyobrażałam.
- Mówiła, ze adoptowaliście sierotę.
- Zgadza sie. Dzięki zawarciu małżeństwa poszło sprawniej.
- Wiec to tylko dlatego? - zapytał z nadzieją, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem. Nie ma co... Po co miałabym sobie szczęśliwie założyć rodzinę? Przeciez to tata musi... Właściwie nie wiem czego on od nas oczekiwał. Obawial się, ze oni mogą nas zranic. To jedno. Ale przeciez gdybyśmy preferowały takie podejscie - do końca zycia byłybyśmy same. Był przewrażliwiony na naszym punkcie...
- Nie - odparł twardo.
- Tato... - zaczęłam z wyrzutem i podeszłam do niego. - No daj juz spokój co? Po co ci to wszystko? Co zrobisz, hmm? Zabijesz kazdego chłopka, który spojrzy na nas na ulicy?
- Będę wiedział gdzie go szukać w razie czego - zerknął na Raya.
- Czyli chęć mordu juz ci przeszła?
- Jeszcze nie wiem - odparł zastanawiając się. - Do ciebie jeszcze wróce, ale teraz ty. - Głową wskazał na Lokiego.
Mimowolnie głośno przełknęłam ślinę, Ray'owi się udało, co teraz? Cóz, ojciec miał jeden, jedyny powód by z nami... a raczej z nim, dłużej porozmawiać, pewnie ciekawe wydarzenia z portalem. Nie sądzę, by ktokolwiek niewtajemniczony wybaczył mu tamten najazd.
- A więc, zaczynając jak mój przedmówca. Jestem Loki Laufey... Odinson. - Wolverine spojrzał na niego zaciekawiony. - Z pochodzenia Laufeyson, ale całą resztą Odynson.
- Dobrze, co cię skłoniło by... tu powrócić? - starał się nie brzmieć wyzywająco.
- Nie wiem, chciałem zobaczyć, jak się potoczyło, czy udało im się odbudować... sam pan wie. - miałam wrażenie, ze Loki sam kopie sobie grób. - No i przypadkiem poznałem pana córkę. To było na zawodach skokowych, poszedłem na nie niespecjalnie. Ale gdy juz się dowiedziałem, ze będą tam konie zastanowiłem się, czy macie tutaj sleipniry. Jak się okazało wasze mają tylko cztery nogi. Zawody były bardzo ciekawe, jedzenie możliwe do zakupienia na nich intrygujące. Cały ten świat mnie zaciekawił, w końcu mój brat bardzo polubił to miejsce, nie moze się z nim rozstać, tez chciałem poznać i przekonać się jak tu jest. Za pomocą czarów zmieni... - nie dokończył, Wolverine mu przerwał.
- Jak to czarów? - badawczo podniusł brew.
- Nauczyła mnie ich... - znów to samo.
- Nie chcę wiedzieć kto cię uczył. Chcę wiedzieć co potrafisz! - groźba w jego głosie przeszyła pokój, on go sprawdzał, chciał wiedzieć z czym się miezył, znając zagrozenie mógł szybciej ocenić czy zabić na miejscu czy dać zyc.
- A więc, proszę. - Loki starał się brzmieć przyjaźnie, jednak nie był pewien co myśleć napotykając tylko na srogie spojrzenie. Zrezygnowany zaczął zmieniać swój wygląd na kazdego w tym pomieszczeniu a następnie, gdy juz przyjął swój własny wygląd sklonował się.
- Kontynuuj opowieść. - burknął tylko, wolałam jednak nie wiedzieć, co sobie wyobraza.
- A więc za pomocą czarów zmieniłem swój wygląd, by ludzie nie zaczęli wzywać Tarczy. Oglądałem zawody, występowała tam pana córka na Paranoic Smile. Jak się zakończyło poszłem jej pogratulować i zobaczyć tą kasztanowatą klacz. - przypomniałam sobie tamte zdarzenia, zaśmiałam się w myślach... ja niezdarna. - Podszedlłem się przywitać, ona odwróciła głowę, a ze stała na rogu przyczepy, spadła ciamajda jedna. - zaśmiał się na to wspomnienie. - No więc ją podtrzymałem. - uśmiech znikł z jego twarzy gdy ojciec przewiercił jego duszę wzrokiem mogącym zabić wszystko w dziewięciu światach. - W nagrodę oprowadziła mnie po mieście. Samo jakoś wyszło, ze potrzebuję pracy i schronienia, a ona kogoś do pomocy przy koniach. Nie powiem, trochę zmyśliłem swoje dane. Widząc ze radzę sobie z końmi przyjęła mnie. No, i z grubsza to tyle.
Tatuś przez chwilę się zastanawiał, myślał obserwował. Był czujny, uparty, na pewno nie dałby się tak łatwo przekonać.
- A na co ci to chłopie było? - zapytał bez wyrazu, wymieniłam spojrzenie z Lokim, czy mu chodzi o poznanie mnie.
- Przepraszam, nie rozumiem. - gdy asgardczyk to wypowiadał ojciec spróbował wstać gniewnie, jednak przypomniał sobie o linach.
- Na co był ci ten Nowy Jork.
- "Siostro pomóz!" - poprosiłam ją myślami.
- "Jak?!". - Nie za bardzo wiedziałam co mam zrobić. - No juz zapomnij o Nowym Jorku, jesteśmy w Hiszpanii. Moze mial jakies chwilowe zamroczenie czy cos, po co to wszystko znowu roztrząsać?
Ojciec wydawał się nie byc przekonanym, pokręcił głową z irytacją. Siedzieliśmy tam od dobrych 20 minut... Na chwilę zapanowała cisza, przerwało ją skrzypnięcie drzwi, przy których pojawiła się Delicja.
- Długo to jeszcze potrwa? Cokolwiek robicie...
- Nie wiem, wszystko zalezy od nich... - westchnęłam i stwierdziłam, ze to moze byc świetnym argumentem. - Jesli się dogadacie - pójdziemy jeść. Nie macie pojęcia jak świentie gotują nasz trenerki... - powiedziałam, a tata z pewnością doskonale wiedział o tym wyczuwając nawet najsłabszy zapach dobiegający z jadalni.
- Skąd mam wiedzieć czy czegoś nie planujesz, co? - zapytał Lokiego.
Bóg nie poruszył się, bez trudności wytrzymywał spojrzenie ojca i chociaz nie powiedzial jeszcze nic - przekonał mnie. Jednak tata zdawał sobie sprawe, ze jest to wyborny kłamca,co w jego mniemaniu oznaczało, ze nie należy mu ufac.
Ray tęsknie patrzył w stronę drzwi, za którymi znajdował się suto zastawiony stół. Ja równiez powoli przestawałam tracić zainteresowania relacjami naszych miłości i tatusia Wolvy'ego. Marzyłam tylko o pierogach...
- Po prostu. To się wie. Twoja córka wie. Dlaczego jej więc nie zaufasz? Prawda polega na zaufaniu. Oni mi ufają a ja nie zamierzam tego zmienić. - nadal był niewzruszony, mówił prosto z serca, tak, jak on to postrzegał.
Ojciec powaznie zastanowil sie nad jego słowami, z pewnoscia zatsanawial sie jak odwrócic je na swoją przewagę. Poki co groźnie wpatrywal się w niego, czasem zerkał na Det analizując sytuację.
- One ufają, ale ja nic nie muszę. Zobaczymy co będzie, brachu. Będę was uwaznie obserwował. Obydwóch - warknął.
Detalli przecięła więzy Lokiemu, ja zajęłam się tatą. Obydwoje chwile mierzyli się groźnym spojrzniem, ale później ruszyli do kuchni. Rayan podszedł do mnie z usmiechem.
- Nie bylo tak źle, co nie?
Wolałam nie odpowiadać. Zajęliśmy miejsca przy stole, Tata siedział między Kapitanem i Clintem po przeciwnej stronie stołu.
Zaczeliśmy się dzielić opłatkiem trochę to potrwała bo było sporo osób, a póżniej zasiadliśmy do stołu i po chwili zaczeliśmy jeść i rozmawiać. Długo sobie tak porozmawialiśmy i pojedliśmy wkońcu gdy skończyłam jeść a nie którzy jeszcze jedli postanowiłam włączyć kolędy. Po zjedzeniu i pojawieniu się pierwszej gwiazdki nadszedł czas na otwieranie prezentów. Zaczeliśmy odemnie na pierwszy ruch poszła Det. Prezent był o demnie i od Ruski dlatego razem wręczyłyśmy psiaka. Dziewczyna bardzo się ucieszyła poprostu zaniemówiła. Nickowi dałam książkę oraz płytę, a także zestaw wideł do przekopywania obornika. Ray dostał nowe siodło. Sky nowe bryczesy koszulę do jazdy, sztyblety oraz czapsy. Pod stajnię przyjechał koniowuz nikt nie wiedział więc szybko i po cichu zeszłam z Nickiem by odebrać odbiór konia. Wziełam uwiąz i wyprowadziłam konia, Nick zawołał Ruskę reszta była ciekawa dlatego też zeszli. Po chwili gdy Ruska wyszła ujrzała pięknego andaluza. Dziewczyna była bardzo szczęśliwa nie wachając się podbiegła do mnie przytulając się.
- Bardzo ci dziękuje, jesteś wspaniała. - Powiedziała wzruszonym głosem.
- Nie ma za co :* - Odpowiedziałam z zadowoleniem.
Odstawiliśmy andaluzika do boksu po czym poszliśmy dalej rozdawać prezenty.
- Kochana to nie wszystko, proszę otwórz.
Ruska bardzo zaciekawiona otworzyła pódełko po czym z niej wyskoczył mały psiaczek. A na koniec wręczyłam Rusce filmik z jazd oraz innych imprez lub takich podobnych z naszej stajni.
- Del jesteś cudowna :D Dziękuje ci z całego serca.
Reszcie dałam coś podobnego takie drobiazgi.
Ruska dała jeszcze od siebie wisiorek z - mini halabardą zagłady dla Detali, dla Sky skombinowała sprzęt jeździecki. Ray najnowszy model noża survivalowego a dla Lokiego talizman z ładnym kamyczkiem własniej roboty. A dla mnie podjechał koniowuz byłam bardzo ciekawa czyżby znowu koń? :D Oczywiście z koniowozy wyszedł piękny fiordzik. Nie mogłam się oprzeć był naprawdę prześliczny.
- Rus bardzo ci dziękuje :*.
 Dla reszty drobiazgi.
Detali dała Rusce kurtkę do jazdy konnej i jakąś książkę, Rayowi płytę z jego ulubionym zespołem oraz czekoladę, mi nowe fajne nowe buty do jazdy konnej oraz bryczesy czekoladę i płytę z filmami. Nick zaprowadził mnie na dwór i znowu podjechał koniowuz :D.
Nick wyprowadził fiordzika. Byłam zaszkoczona dwa fiordy na wigilię :D. A co tam uwielbiam fiordziki. Podbiegłam się i pocałowałam chłopaka. Odprowadziliśmy fiordzika do boksu i znowu poszliśmy by rozdawać dalcze prezenty. Ray dostał od Natashy i Clinta kopertę z logiem Tarczy, która zawierała umowę o pracę.

Następne dwie godziny spędziliśmy na radosnym kolędowaniu i bawiąc się w najlepsze. Rozlokowanie się zajęło trochę czasu, ale ostatecznie każdy znalazł miejsce dla siebie. Koło północy odwiedziliśmy stajnie, by sprawdzić czy konie mają ochotę na pogawędki. Potem wróciliśmy do domu i mogliśmy zasnąć, chociaż i tak stało się dopiero nad ranem. Zaczęło się oczekiwanie na Sylwestra...