niedziela, 22 grudnia 2013

Trening skokowy | *Stellaluna, *Pamela, Berry Pie & Castle WM |

Ruska &  *Stellauna
Del &  *Pamela
Sky &  Berry Pie
Anabelle &  Castle WM

Stellaluna i Berry Pie stały przy koniowiązie obok stajni. Sky zajęła się czyszczeniem Siwej, ja szczotkowałam srokatą. Gdzieś w stajni Del szykowała Pamelę, a Ana - Castel'a, ponieważ postanowiłyśmy urządzić sobie mały trening skokowy. Tak jak arabka grzecznie stała w miejscu, tak moja klaczka postanowiła mi dobitnie pokazać jak nienawidzi podnoszenia kopyt i innych zabiegów. Z trudem ogłowiłam ją i osiodłałam, Kyrah zakładała siodło i zaczepiała o przystuły paski czapraka oraz podkładki. Ukradkiem wcisnęłam Stelli cukierka i poczekałyśmy, aż para numer dwa dokończy przygotowania. Weszłyśmy z końmi na maneż i wsiadłyśmy. Nie zdążyłyśmy zrobić jednego okrążenia, kiedy już wierzchem przyjechały dziewczyny.
- To co? Rozgrzewka. - Uśmiechnęłam się do reszty i zaczęłam zbierać klacz.
Na początku próbowałam się z nią dogadać więc odpuściłam wodze i co chwilę tylko dawałam sygnał łydką, by nie zwalniała. Jednak ta oczywiście jak zwykle swoje - jak widzi przeszkody to nie da się jej opanować. Anabell i Castel jechali spokojnym stępem, Sky i Berry zaczynały kręcić wolty, a Stella i Ruska robiły zatrzymania. W końcu po jakimś czasie zebrałam wodze i zaczynałam w stępie wyginać Pam wokół przeszkód, klaczka była bardzo do przodu i co chwilę próbowała schylać łeb wyrywając mi wodze. Gdy w końcu wkurzyłam się, szarpnęłam ją kilka razy i przestała, ale niestety nie na długo. Po kilku minutach zakłusowałam reszta już kłusowała i robiła wolty zmiany kierunków przejścia. A ja przejechałam sobie kilka kółek kłusa nie wiem w ogóle czy to był kłus, bo wyglądało to naprawdę dziwnie cały czas z łbem do góry i do tego szarpiąc. Po chwili nie robiłam jeszcze żadnych ćwiczeń, ponieważ chciałam ją ustawić do pionu. Dość długo mi to zajęło, ale się udało, powoli zaczęłam ją zbierać, jednak tylko na chwilę. Zaczęłam robić wolty i kręciłam wężyki pomiędzy przeszkodami. Ruska dogadywała się świetnie z Stellą, ćwiczyły przejścia. Sky przejeżdżała drążki, a Anabell zaczęła galopować. W końcu poćwiczyłam sobie przejścia do stój, nie wychodziło klacz w ogóle się nie słuchała. Gdy porobiliśmy tak kilka razy znudziło się jej i zaczęła stawać. Zaraz w narożniku miałam zagalopować, ale jeszcze przed zagalopowaniem najechałam kłusem na drążki. Pierwszy najazd na drążki nie wypalił, Pam już się nakręciła i chciała zagalopować dlatego też zrobiłam woltę i najechałam jeszcze raz. Drugi już wyszedł lepiej, a następne wychodziły i to świetnie. Postanowiłam od narożnika zagalopować i jechać jak kucyk najszybciej może. Więc wystrzeliłyśmy jak z procy Pam jechała, nie dawało się jej zatrzymać, czekałam aż sama przejdzie do kłusa. Kilka razy chciała nakierować mnie na przeszkodę, ale jej na to nie pozwalałam i jechaliśmy dalej dzikim galopem.
Kiedy Del skończyła galop, zjechała na środek wiedząc, ze Pamela nie da spokoju innym. Ustawiłam sobie Stellę, za mną jechała Sky na Berry. W narożniku wypchnęłam klacz do galopu, a ta w odpowiedzi zaserwowała mi porządnego bryka, potem opanowała się i ładnie wygięła szyję jadąc rytmicznym galopikiem. Pie od początku przejścia poruszała się jak trzeba, w dobrym tempie i bez zbędnych rewelacji. Ana na drugim końcu placu radziła sobie równie dobrze. Castel płynnie zagalopował i dawał się prowadzić jak Ferrari. Na szczęście nie próbował zawierać bliższych kontaktów z naszymi kobyłkami i nie wyrywał się. Delicja ciągle pracowała nad podporządkowaniem sobie Kasztanki. Jednak ona była twarda i zaczęła nawet stawać dęba. Po kilku minutach uspokoiła się na tyle, ze poprawnie przejeżdżała przez drążki w kłusie.
- Zmienimy sobie kierunek przez lotną na przekątnej - powiedziałam do Sky, która skinęła głową.
Wybrałam miejsce i delikatnie skręciłam klacz utrzymując tempo. Mniej więcej na środku dałam sygnał do zmiany i Stella wykonała ją bardzo dobrze. Poklepałam ja i płynnie zjechałyśmy na ścianę. Kiedy zerknęłam na Berry uśmiechnęłam się, Kyrah poradziła sobie z nią świetnie.
Po kilku okrążeniach zaczęłyśmy pracę nad wygięciami w galopie, zatrzymania i przejścia we wszystkich chodach.
Delicja ponownie wjechała na ścianę i zagalopowała.
- Muszę z niej spuścić jeszcze trochę energii.
Udało się dopiero kilka ładnych minut później. Pam zaczęła współpracować i złapała kontakt z amazonką. Porobiły jeszcze cavaletti w kłusie, dzięki uprzejmości UFO, która przyszła nam kibicować. Ustawiła nam tez drąga na środku placu, żebyśmy mogły poćwiczyć lotne z ciaśniejszymi zakrętami i po ósemce. Belki na przeszkodach wisiały na wysokości 80 centymetrów. Pierwsza miałam jechać ja, więc zagalopowałam ze stępa i po wykonaniu sporawej wolty najechałam na małego krzyżaczka. Mały i impuls i hop, zapas miała ogromny, tak samo jak przy dwóch następnych stacjonatach, duży zakręt i okserek również ładnie. Murek i szereg pokonałyśmy bardzo poprawnie technicznie. Zwolniłam do kłusa i zwróciłam się do Sky.
- Jedziesz, dzieciaku - wyszczerzyłam zęby z promiennym uśmiechu.
Młoda ruszyła galopem i trochę krzywo najechała na zielonego krzyżaka. Ale miała dobry półsiad i nawet wodze rozłożone, co u niej rzadko można spotkać. Popędziła Pie na stacjonatkę i trochę odpuściła jej lewą wodzę, czego wynikiem był nieładny skok, ale ujdzie w tłumie...
- Równo ją trzymaj! - krzyknęłam rozbawiona jej miną.
Przy kolejnej przeszkodzie bardzo się poprawiła. Postawiła na łagodny zakręt, pewnie dzięki mnie, bo na ostatniej jeździe ścinała je jak leci i się odrobinę zdenerwowałam... Ładnie najechała na oksera, chociaż lądowanie mogłoby być lepsze. Berry zawahała się przed murkiem, ale na szczęście moja mała zdążyła ją w porę przekonać łydkami i imponującym okrzykiem bojowym. To obudziło arabkę, gdyż ostatni szereg pokonała błyskawicznie i wprost przepięknie. Tak się ucieszyła, że jeszcze przez dwa okrążenia Sky nie mogła jej wyhamować.
- I co? - zapytała przejęta podjeżdżając do nas.
- Ja jestem z ciebie dumna! A co powie ciocia Delicja? - powiedziałam śmiejąc się do Del.
- Było świetnie Sky po prostu nie mam słów. - Uśmiechnęłam się do dziewczynki.
Ok przyszła pora na Anabell i Castle’a. Dziewczyna spokojnie zagalopowała w narożniku i pojechała na krzyżaka. Potem dwie stacjonatki poszły jak z płatka w ogóle nie przejmował się wysokością przeszkód, dla niego to pestka. Gdy nadszedł czas na oksera Anabell dodała impuls i ogier niczym ptak na niebie przeskoczył przeszkodę. Mur poszedł nieco gorzej, a szereg fantastycznie. Spokojnie zaczęłam przygotowywać Pamelę więc zagalopowałam. Gdy chciałam najechać na pierwszego krzyżaczka klacz się rozpędziła więc zrobiłam woltę i tak z kilka razy. W końcu gdy uznałam, że klacz może najechać to pokierowałam ją na krzyżaka. Z łatwością i szybkością pokonała przeszkódkę, potem dałam mocniejszy impuls do stacjonat. Klaczka dała taki skok i to jeszcze z jakim dużym zapasem. Gdy zaczęłyśmy się zbliżać do oksera, Pam przyśpieszyła i nakręciła się jak by miała skakać z dwa metry. Zakręciłam łagodnie na mur klacz pięknie oddała skok, na końcu szereg też wyszedł fantastycznie. Przeszłam do stępa i zaczęłam klepać klaczkę. Potem Ruska i Anabell poprosiły UFO o podniesienie każdej przeszkody do 130 centymetrów tylko jeszcze przed tym 100 na dwóch przeszkodach i 115 na kolejnych dwóch - dla rozgrzewki. Ja z Pam porobiliśmy sobie jeszcze ćwiczenia w galopie, a Sky popracowała jeszcze w kłusie. Na początku pojechała Anabell na dwie przeszkódki które miały 100 centymetrów. Castle z niewielkim wysiłkiem przeskoczył dwie stacjonaty, a następnie oksera i doublebarre’a.  Potem już zagalopowała i pokierowała się na przejazd. Krzyżaczek wyszedł koślawo, potem gdy nakierowała go na stacjonatę ogier był nie pewny i odmówił skoku. Dziewczyna najechała od początku i za drugim razem wszystko było dobrze. Z okserem poradził sobie świetnie. Nad murem skoczył tak jakby z miejsca nie pasowały mu odległości. A szereg poszedł świetnie. Anabell zaczęła stępować oraz przyglądać się przejazdowi Ruski i Stelli.
Stellaluna widząc wysokość przeszkód zagalopowała od delikatnej łydki, wykonałam niewielką woltę by ją sobie ustawić i najechałam na stu centymetrowego doublebarre ‘a, miała dobre wybicie, więc skok został oddany jak najbardziej poprawnie. To samo były przy okserze tej samej wysokości. Następnie po długim najeździe pokonałyśmy kolejnego oksera, tym razem 115cm i optymistycznie zbliżyłyśmy się do muru. Kobyłka się wahała, czułam, jej niepewność. Mocno dociskałam łydki do jej boków, wodze były szeroko rozstawione i krótkie. Podziałało - skoczyła energicznie i dobrze.
Dałam jej chwilę przerwy, przez ten czas powolutku kłusowałyśmy na luźnej wodzy. Po chwili zebrałam ja i dałam znak, ze czas na coś wielkiego. Pewnie ruszyła galopem i łagodnym łukiem najechała na oksera. I w tym przypadku, i przy szeregu musiałam jej mocno pilnować. 130 centymetrów jest dla niej solidną przeszkodą, a teraz musiała przeskoczyć przez osiem takich. Niezrażone popędziłyśmy na mur, który zazwyczaj wywoływał u niej negatywne emocje. Tak jak się spodziewałam - było zawahanie. Już prawie wylądowałabym na jej szyi lub rozwaliła przeszkodę swoją głową, ale nie. Udało się koślawo przeleźć na drugą stronę. Pospiesznie poklepałam ją, by wróciła do siebie. Stacjonatę przeskoczyła tak sobie, ale bez zrzutki. Kolejne: doublebarre, okser i coś co imitowało rów - bardzo ładnie. Zwolniłam trochę zmęczoną klaczkę i wyklepałam ją po szyi.

Wszystkie oddałyśmy rumakom wodze i dreptałyśmy po pierwszym śladzie ślamazarnym stępikiem. Po 10 minutach wyszłyśmy za plac i spokojnie zmierzałyśmy do boksów. Tam rozebrałyśmy koniska, poczęstowałyśmy je marchewkami i odniosłyśmy sprzęt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz