Poranek w Hiszpanii nie różni się
od tego w Kalifornii. Chociaż tutaj wstawałam z uśmiechem na ustach i wyjątkowo
optymistycznym nastawieniem. Po piętnastu minutach dreptałam już po niekończących
się schodach, by wreszcie znaleźć się w obszernej, jasnej kuchni. Sama lodówka
zajmowała pół ściany... Była dobrze wyposażona, więc ciągle w dobrym humorze
przyrządziłam sobie śniadanie w postaci jajecznicy, a gdy skończyłam wyszłam na
podwórko. Przywitało mnie rżenie Sheili brykającej na najbliższym padoku.
Odruchowo podeszłam i wlazłam za ogrodzenie chcąc dotrzymać przyjaciółce
towarzystwa.
*
W naszym stajennym saloniku
wisiała rozpiska treningów. Nie uwzględniono mnie, więc postanowiłam znaleźć
sobie wierzchowca na własną rękę. Na wprost drzwi znajdował się boks Castela
WM. Popatrzyłam na niego w zadumie, on również mnie obserwował. Po chwili
uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
- Nasłuchałam się na twój
temat... – szepnęłam głaszcząc go po
ganaszu. – Będzie uczciwie jeśli wyrobię sobie zdanie o tobie po treningu,
prawda?
W odpowiedzi parsknął, a ja
udałam się do siodlarni. Delicja czyściła jakieś ładne ogłowie i uśmiechnęła
się do mnie.
- Hej, jak tam?
- Biorę Castela na trening. Mogę? – zapytałam zaczepnie.
- Mnie się pytasz. – prychnęła. – Bierz swojego konia i mnie nie denerwuj. – Parsknęła śmiechem i odłożyła sprzęt na wieszak. – Bawcie się dobrze. – rzuciła na odchodne i wyszła.
- Biorę Castela na trening. Mogę? – zapytałam zaczepnie.
- Mnie się pytasz. – prychnęła. – Bierz swojego konia i mnie nie denerwuj. – Parsknęła śmiechem i odłożyła sprzęt na wieszak. – Bawcie się dobrze. – rzuciła na odchodne i wyszła.
Zabrałam sprzęt i wyruszyłam w
drogę powrotną. Gdy Cass zobaczył siodło próbował mnie nastraszyć groźną miną,
przechodzący obok Nick spojrzał na niego z zaciekawieniem, ale gdy jego wzrok
spoczął na mnie uśmiechnął się.
- Nie lubi chodzić pod siodłem.
Powodzenia. – poklepał mnie po ramieniu i odszedł pogwizdując.
Westchnęłam i odwiesiłam
ekwipunek na wieszak. Postanowiłam wyprowadzić go z boksu, ogier został zapięty
na uwiąz i wyprowadzony na korytarz, gdzie był trochę znośniejszy. W miarę
szybko udało mi się doprowadzić go do porządku, kopytka podał gdy był niesamowicie
zaabsorbowany ozdobą na ścianie.
*
Wyprowadziłam go na dwór,
ustawiłam puśliska i wsiadłam po czym ruszyliśmy w stronę placu. Bramka była
otwarta, Jack skakał na Stellalunie.
- Hej, nie będę wam przeszkadzać?
– zapytałam gdy zwolnił do kłusa przejeżdżając obok.
- Nie, już kończę. – Uśmiechnął się i oddał klaczy wodze.
- Nie, już kończę. – Uśmiechnął się i oddał klaczy wodze.
Stuknęłam Castela łydkami by
szedł żwawiej i nie zajmował się myśleniem jak mnie zrzucić. Skróciłam wodze i
pilnowałam tempa, uspokoił się starając się utrzymać chód w szybkim rytmie.
Dojechałam do narożnika, więc dałam ogierowi sygnały potrzebne do wykonania
dużej wolty. Ładnie się wygiął i nie zwolnił. Pochwaliłam go głosem i
skierowałam na drugi ślad, co kilka metrów zbliżaliśmy się do ogrodzenia, potem
od niego odchodziliśmy. W każdym narożniku wykonywaliśmy wolty, które stawały
się coraz ciaśniejsze. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się, cofnęłam konia trzy
kroki, potem dodałam łydki i po trzech zatrzymałam go. Następnie wykonaliśmy
zwrot na zadzie i ruszyliśmy żwawym stępem. Cass nieustannie machał głową
starając się doprowadzić mnie do szału, ale jestem dość cierpliwa i nie pozwalałam
sobie na wyjście z równowagi. Po dwóch okrążeniach dodałam mocą łydkę i wypchnęłam
go do kłusa. Wlekł się, więc zadziałałam kolejnym impulsem, dzięki czemu nabrał
rześkości i szedł znacznie lepiej. Zebrałam go i utrzymywałam w odpowiednim
tempie, po dużym okrążeniu wykonaliśmy wolty w dwóch narożnikach, a następnie przekątną.
Na drugą nogę zrobiliśmy to samo po czym pogłaskałam konia po szyi. Postanowiłam
popracować na przejściami, więc oddałam mu dosłownie kilka centymetrów wodzy i
dodawałam łydki co dwie sekundy tak by przyspieszył się i ładnie wyciągnął chód.
Posłuchał mnie i szedł dokładnie tak jak powinien. Znowu go zebrałam, a po
minucie ponownie poruszaliśmy się kłusem pośrednim. Kiedy zebrałam go po raz
kolejny zatrzymaliśmy się. Oceniłam jego postawę i poklepałam go zadowolona z
jego nadspodziewanie szybkiego
ogarnięcia się. Ruszyliśmy kłusem na krótką ścianę, gdy wyjechaliśmy narożnik
utrzymałam zgięcie konia i wykonaliśmy udany trawers. Chwilę kłusowaliśmy, po
czym wjechałam na drugi ślad i przesunęłam zad Castela w kierunku ściany by
zrobić renwers. Po ćwiczeniu poklepałam go i zwolniłam do stępa, mimo to
utrzymywałam raźne tempo. Po chwili przerwy porobiliśmy sobie jeszcze łopatki,
wolty, wężyki itd. W kłusie. W końcu wypchnęłam go do galopu w narożniku, nie miał z tym problemów
i nawet przestał machać łepetyną. Ciągle szedł w zebraniu, pokonaliśmy ta dwa
okrążenia, po czym wjechaliśmy na
przekątną i wykonaliśmy piękną lotną idealnie na środku. Sam przyspieszył i
nawet nie musiałam go pilnować. Znacznie się ożywił i zaczął współpracować
lepiej niż dotychczas. Po jakimś czasie zaczęliśmy wykonywać ćwiczenia takie
jak wolty i zmiany kierunku co kilka
taktów. Zwolniłam do kłusa, a po okrążeniu
zagalopowałam na zewnętrzną nogę, tak by po chwili wykonać 20m woltę w kontrgalopie.
Po poprawnej figurze pochwaliłam go i wjechaliśmy na tą samą woltę jeszcze raz
by na środku wykonać lotną i zmienić kierunek. To samo zrobiliśmy w drugą
stronę i zwolniliśmy do kłusa. Cass zdążył się spocić, było gorąco, więc
postanowiłam kończyć. Porobiliśmy sobie jeszcze zatrzymania z kłusa, przejścia
kłus-stęp i stęp-kłus. Potem zwroty w stępie i oddałam mu wodze. Porządnie wyklepałam
gniade szyjsko i poluźniłam popręg. Chwilę popraskał, porozglądał się, podrapał
przednie girki i zatrzymał się. Odwrócił swój śliczny łebek i popatrzył na mnie
wyczekująco.
- Ty sam wiesz kiedy wracać, co? –
uśmiechnęłam się i pogłaskałam go. – Dobra, stępujemy już 10 minut.
Podjechaliśmy do bramki, tam
zsiadłam i zdjęłam siodło, które wraz z czaprakiem i podkładką odwiesiłam na
ogrodzenie żeby przeschło. Zaraz potem wyprowadziłam konia i udaliśmy się do
jego boksu. Tam zdjęłam mu ogłowie, podrzuciłam kilka marchewek i jeszcze raz
wyklepałam. Poszłam umyć wędzidło, a kiedy wróciłam po resztę sprzętu, potnik
był już suchy. Wszystko odniosłam do siodlarni, a potem poszłam na padok by
złapać Desert Strom do wyprania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz