Heilari & Ruska
Weapon X & Valentine
Plac - Delicious Stable
Po południu zawiozłam Sky do miasta na spotkanie jakiegoś kółka zainteresowań, miałam trzy godziny wolnego, więc postawiłam na szybki trening ujeżdżeniowy. Wróciłam do stajni i wzięłam z siodlarni sprzęt Heilari, z którą miałam nadzieję jakoś się dogadać. Kobyłka po trzech tygodniach zaczęła mnie tolerować, więc dość spokojnie podeszłam do mojego pomysłu. Weszłam do jej boksu, gdy zajmowała się lizawką, ale przestała gdy tylko mnie usłyszała. Niepewnie zerknęła w moim kierunku, jakby zastanawiając się co należy zrobić.
Weapon X & Valentine
Plac - Delicious Stable
Po południu zawiozłam Sky do miasta na spotkanie jakiegoś kółka zainteresowań, miałam trzy godziny wolnego, więc postawiłam na szybki trening ujeżdżeniowy. Wróciłam do stajni i wzięłam z siodlarni sprzęt Heilari, z którą miałam nadzieję jakoś się dogadać. Kobyłka po trzech tygodniach zaczęła mnie tolerować, więc dość spokojnie podeszłam do mojego pomysłu. Weszłam do jej boksu, gdy zajmowała się lizawką, ale przestała gdy tylko mnie usłyszała. Niepewnie zerknęła w moim kierunku, jakby zastanawiając się co należy zrobić.
- Spokojnie malutka… Pobiegamy
troszeczkę….- powiedziałam cichutko i bardzo łagodnie.
Klacz pozwoliła mi się pogłaskać,
ale czułam, że wszystkie jej mięśnie są napięte. Postanowiłam zrobić jej masaż,
a po 10 minutach zaczęła się odprężać. Zauważyła mnie Valentine, która oparła
się o drzwiczki boksu.
- Hej, będziesz na niej jeździć?
- Taki jest plan… - odparłam nie przerywając czynności.
- Może z drugim koniem na placu będzie spokojniejsza?
- A co, chętna na trening ujeżdżeniowy?
- Wezmę Weapona - powiedziała i poszła w kierunku stajni ogierów.
- Taki jest plan… - odparłam nie przerywając czynności.
- Może z drugim koniem na placu będzie spokojniejsza?
- A co, chętna na trening ujeżdżeniowy?
- Wezmę Weapona - powiedziała i poszła w kierunku stajni ogierów.
Wyprowadziłam klacz na korytarz
i tam przywiązałam po czym z wielka cierpliwością przystąpiłam do czyszczenia
kopyt. Machnęłam szczotkami jej grzbiet, była wyjątkowo czysta. W ogóle się nie
kładzie… Przyszła pora na zakładanie sprzętu, jest już o wiele lepiej niż
wtedy, gdy do nas trafiła, ale i tak mamy z tym problemy. Zakładanie ogłowia
zajęło mi kupe czasu, ale udało się to zrobić prawie bezstresowo. W końcu
założyłam kask, bo z tym koniem lepiej nie ryzykować, i ruszyłam na duży plac,
z którego przeszkody przenieśliśmy do hali przez ostatnią falę opadów.
Heilari wierciła się, ale
udało mi się wsiąść, po czym natychmiast ruszyła kłusem. Zatrzymałam ją, a gdy
chciałam ruszyć stępem – ponownie zakłusowała. Dopiero po chwili
przetłumaczyłam jej, że będziemy poruszać się stępem jeszcze jakiś czas.
Obrażona wyrywała mi wodze, a raczej starała się. Usiłowała odchodzić od płotu
gdy nie trzeba, a przy woltach nawet nie śniło jej się wyginać ciała. W końcu
pojawiła się UFO na ogierku wystrojonym w seledynowy czaprak i tego samego
koloru owijki.
Próbowałam złapać kontakt z
Heili, szło opornie, ale czułam, że zaczyna odpuszczać. Obecność Holsztyna wpływała
na nią kojąco, chociaż nie lubiła towarzystwa innych koni. Widocznie Wea jest
wyjątkiem, co bardzo mnie ucieszyło. Długo ćwiczyłam zatrzymania i ruszanie
stępem, a także wolty i serpentyny. Z każdą chwilą H starała się coraz bardziej
i zaakceptowała fakt, że czasami trzeba pochodzić pod siodłem.
Weapon trochę marudził,
ponieważ nie jest fanem dresażu, ale jak zwykle współpracował z amazonką i
chciał robić wszystko jak należy. Widziałam, że za wszelką cenę próbuje zwalniać,
ale z Val nie ma takiej opcji. Chyba w końcu to zrozumiał bo już po dziesięciu
minutach pracy chodził żwawym tempem bez buntów.
Po wykonaniu całkiem ładnego
wężyka zakłsusowałam. Klacz wyrwała się na przód, ale wyjątkowo szybko
pozwoliła mi się ogarnąć. Złapała dobre tempo, pilnowałam by angażowała zad i
szła w poprawnym ustawieniu. Co, o dziwo, udawało się. Prawie jak nie ona!
Pogłaskałam ją po szyi zadowolona z efektów naszej pracy. Postanowiłam porobić
wolty w narożnikach i zmiany kierunku przez linie środkowe oraz przekątne.
Tymczasem Val i Weapon ćwiczyli
zatrzymania z kłusa, a także płynność przejść. Mały zaczął się składać i muszę przyznać, że prezentował się bardzo dobrze. Za mamusią oczywiście. Chociaż tatuś
także niczego sobie.
Zatrzymałam klacz, a po kilku
sekundach ruszyłam żwawym kłusem ćwiczebnym. Przy A zjechałyśmy na linię
środkową, ponownie zatrzymałyśmy się w X i zakłusowałyśmy, z tymże od razu
wykonałyśmy półwoltę na prawo, by wylądować przy B i pojechałyśmy dalej.
Kiedy obydwa konie były już rozgrzane w kłusie, przyszedł czas na zagalopowanie. Dałam Val wolną ścianę, dziewczyna raz dwa poradziła sobie z X'em i już po kilku sekundach galopowali na lewo. Ja i Heili ustawiłyśmy się na prawo i w najbliższym narożniku ruszyłyśmy szybszym chodem. Klacz miała w sobie mnóstwo energii, zapowiadało się na kilka solidnych okrążeń...
Mijałyśmy się zgodnie i bez sprzeczek, UFO zwolniła szybciej niż my i wróciła do ćwiczeń w stępo-kłusie. Heilari zaczęła współpracować po mniej więcej 15 kółkach w obie strony, wtedy też obrałyśmy sobie woltę, na której zaczęłyśmy prace na wygięciem w galopie. Następnie zachciało mi się potrenować lotne zmiany nogi, więc za każdym razem dojeżdżając do litery K,F, M,lub H, wjeżdżałyśmy na przekątną i mniej więcej na środku starałyśmy się zmienić nogę. Raz udało nam się nawet wykonać trzy lotne na jednym odcinku. Byłam dumna z mojego rumaka, musiała już to kiedyś robić, ale mimo wszystko to bardzo dużo. Zwolniłam do stępa by skupić się na ćwiczeniach takich jak zwroty i cofania, niestety to drugie szło bardzo opornie. Heili nie chciała zrobić więcej niż dwóch kroków w tył... No nic, poćwiczymy innym razem. Obserwowałam Weapona, który z chęcią zmieniał nogę na środku wyznaczonej przez Valentine "ósemki". Prezentował się bardzo dobrze, a ćwiczenie wykonywał jak najbardziej poprawnie.
Stwierdziłam, że Heilari ma już dość, więc po ostatnim ładnym zwrocie na zadzie oddałam jej kawałek wodzy, by mogła opuścić głowę i się rozluźnić. Val pokłusowała jeszcze chwilę, pracując nad rozluźnieniem i tak już zrelaksowanego konia, po czym płynnie zwolniła do stępa i wyklepała ogiera.
Minęło kilka minut zanim zdecydowałyśmy się wracać do stajni. Tam w spokoju rozsiodłałyśmy konie, odniosłyśmy sprzęt, a potem wróciłyśmy do rumaków by wypuścić je na padoki. Pogoda prezentowała się całkiem nieźle, może nie było więcej niż 15 stopni, ale za to świeciło słońce, a na niebie zauważyłam jedynie kilka śnieżnobiałych chmur. Konie z radością przyjęły nasz pomysł i w miarę grzecznie dały się zaprowadzić na maneże.
Kiedy obydwa konie były już rozgrzane w kłusie, przyszedł czas na zagalopowanie. Dałam Val wolną ścianę, dziewczyna raz dwa poradziła sobie z X'em i już po kilku sekundach galopowali na lewo. Ja i Heili ustawiłyśmy się na prawo i w najbliższym narożniku ruszyłyśmy szybszym chodem. Klacz miała w sobie mnóstwo energii, zapowiadało się na kilka solidnych okrążeń...
Mijałyśmy się zgodnie i bez sprzeczek, UFO zwolniła szybciej niż my i wróciła do ćwiczeń w stępo-kłusie. Heilari zaczęła współpracować po mniej więcej 15 kółkach w obie strony, wtedy też obrałyśmy sobie woltę, na której zaczęłyśmy prace na wygięciem w galopie. Następnie zachciało mi się potrenować lotne zmiany nogi, więc za każdym razem dojeżdżając do litery K,F, M,lub H, wjeżdżałyśmy na przekątną i mniej więcej na środku starałyśmy się zmienić nogę. Raz udało nam się nawet wykonać trzy lotne na jednym odcinku. Byłam dumna z mojego rumaka, musiała już to kiedyś robić, ale mimo wszystko to bardzo dużo. Zwolniłam do stępa by skupić się na ćwiczeniach takich jak zwroty i cofania, niestety to drugie szło bardzo opornie. Heili nie chciała zrobić więcej niż dwóch kroków w tył... No nic, poćwiczymy innym razem. Obserwowałam Weapona, który z chęcią zmieniał nogę na środku wyznaczonej przez Valentine "ósemki". Prezentował się bardzo dobrze, a ćwiczenie wykonywał jak najbardziej poprawnie.
Stwierdziłam, że Heilari ma już dość, więc po ostatnim ładnym zwrocie na zadzie oddałam jej kawałek wodzy, by mogła opuścić głowę i się rozluźnić. Val pokłusowała jeszcze chwilę, pracując nad rozluźnieniem i tak już zrelaksowanego konia, po czym płynnie zwolniła do stępa i wyklepała ogiera.
Minęło kilka minut zanim zdecydowałyśmy się wracać do stajni. Tam w spokoju rozsiodłałyśmy konie, odniosłyśmy sprzęt, a potem wróciłyśmy do rumaków by wypuścić je na padoki. Pogoda prezentowała się całkiem nieźle, może nie było więcej niż 15 stopni, ale za to świeciło słońce, a na niebie zauważyłam jedynie kilka śnieżnobiałych chmur. Konie z radością przyjęły nasz pomysł i w miarę grzecznie dały się zaprowadzić na maneże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz