sobota, 21 września 2013

Trening skokowy | Coffey |, lonża | Call Me Jarvis |

Call Me Jarvis  & Ruska
Coffey  & Nick
Delicja
Kryta hala - Delicious Stable

Weszłam do boksu Jarvisa ze szczotkami, po czym przywitałam się  z ogierem. Zapięłam go na uwiąz, żeby nie łaził po całym swoim mieszkaniu  i zaczęłam go czyścić. Poszło szybko i sprawnie, więc już po chwili zmieniałam kantar na prezenterkę i wyszliśmy na korytarz. Zmierzałam na halę, by mieć pretekst na obserwowanie Delki uczącej Nicka skakać. Kiedy znaleźliśmy w środku jeszcze nikogo nie było, więc zamknęłam drzwi i puściłam konia luzem. Natychmiast ruszył galopem, pokonał dzikim pędem okrążenie na lewo po czym zwolnił i zaczął okrążać przeszkody stojące na środku. Po wczorajszym treningu chyba polubił skoki. Zaczął obwąchiwać drągi i niby płoszył się by móc po nich przebiec. Uśmiechnęłam się stojąc kilka metrów od niego. Machnęłam uwiązem by jeszcze trochę pobiegał. Dopiero po dwóch minutach wrota nagle otworzyły się tym razem naprawdę płosząc araba.
- Uważaj! – warknęłam na Rayana, który widząc mnie natychmiast zrobił klasyczny odwrót. Nie raczył za sobą zamknąć, ale zanim doszłam do wejścia pojawiła się w nim Delicja, Nickolas i Coffey. – Już go łapię. – powiedziałam i zwróciłam się do Jariva, który zatrzymał się i obserwował siwą hanowerkę. Nigdy nie uciekał gdy prosiłam go o pozostanie w miejscu, wtedy nie było inaczej. Pogłaskałam go po szyi i delikatnie zapięłam na lonże.
Reszta spokojnie weszła na halę, Del szła obok Nicka opowiadając mu o czymś z uśmiechem. Wiedziałam, że nie mogę tego przegapić.  Mój ogier powolnie człapał dokoła mnie, cmoknęłam by przyspieszył i podnosił swoje nóżki. Nie wzięłam bata, co z niezadowoleniem zauważyłam dopiero wtedy. Próbowałam pokazać mu o czym myślę końcówką lonży, ale nie odbierał moich intencji poprawnie i zamiast tego ruszał kłusem. Trudno, najwyżej dziś nici z jakiejkolwiek nauki. Samo rozruszanie zakwasów po wczorajszym treningu… Zerknęłam na Nicka, który właśnie wsiadał na siwą. Del powiedziała mu żeby dziarsko stępował po całości i w narożnikach robił wolty różnej wielkości po czym podeszła do mnie i stanęła obok. Westchnęła gdy ją zignorowałam. Potem jeszcze raz. Spojrzałam na nią, tak samo jak Jarivs.
- Chcesz coś powiedzieć? – zapytałam udając obojętną.
- Wiem po coś tu przylazła. – burknęła.
- Aaa… Ja chce ci tylko pomóc. – uśmiechnęłam się ukradkiem patrząc na jej minę.- Nauka skoków to dobry pretekst. – powiedziałam ze śmiechem, za co oberwałam.
- No przestań. – odpowiedziała nie potrafiąc ukryć uśmiechu. – Lubię go.
- Zaufaj mi, on ciebie tak samo. Ale tereny bardziej sprzyjają zacieśnianiu więzi.
- Pomyślę o tym. – odrzekła.
Przez kilka minut obserwowałyśmy poczynania Nicka i Coffey, a także Jarvisa, który próbował popisywać się przez piękną koleżanką. Ćwiczyliśmy przejścia stęp-kłus, kłus-stęp. Delicja opuściła nasze grono i wyszła na środek, by ustawić chłopakowi drążki.
- Okey, Nick. – uśmiechnęła się do niego. – Zakłusuj i jedź żwawo przez jedno okrążenie potem najedź na drążki, zmień kierunek i to samo. Powiedźmy trzy razy.
Coffey ruszyła kłusem gdy tylko jeździec stuknął ją łydkami. Radził sobie całkiem nieźle, aż dziwne, że jeszcze nie nauczył się skakać, tym bardziej, że miał okazję ścigać się na torze. Dobrze najechał na drążki i poprawnie dodał impuls, by klacz nie stuknęła kopytami w drewniane belki. Kiedy wykonał to ćwiczenie trzykrotnie, Del kazała mu robić serpentyny o określonej liczbie brzuszków, wolty, zatrzymania, cofania, zmiany kierunku. Zwyczajna rozgrzewka.  Podczas gdy jeździł, Del ustawiała 90 centymetrowe przeszkody, wyszły cztery. Tymczasem ja uczyłam Jarvisa reagowania na różne komendy głosowe takie jak „kłus”, „stęp”, „stop” i tak dalej. Spisywał się dobrze, chociaż czasami się mylił lub robił to z opóźnieniem.
-Dobra, zagalopuj na prawo w narożniku. Jeśli się nie uda zwolnij i próbuj w następnym. – krzyknęła Delicja, a Nick odpłacił się jej swoim najlepszym uśmiechem. Chyba zauważyłam rumieniec na jej policzkach.
Coffey od razu ruszyła galopem, a jej jeździec nie musiał nawet pilnować siwej. Była grzeczna i nawet nie myślała o tym by sprzeciwić się poleceniu. Po dwóch okrążeniach zmienili kierunek poprzez przejście do kłusa i pół woltę, a po jednym pełnym kółku zrobili lotną zmianę. Potem jeszcze raz i mogli już spokojnie pędzić po pierwszym śladzie.
- Nick, do kłusa… - powiedziała trenerka i podeszła do zielonego krzyżaka. – skocz to sobie z kłusa. Tylko mocno jej pilnuj, bo może się zatrzymać.
Jeździec posłusznie skierował konia na kopertę, trochę za wcześnie przeszedł do pół siadu przy czym oddał za dużo wodzy i słabiej przykładał łydki. Coffey zwolniła na tyle by mieć wymówkę do odbicia w lewo.
- Wiesz co zrobiłeś źle? – zapytała zatroskana Del. Parsknęłam niepohamowanym śmiechem.
- No Jarvis, jak będziesz strzelał takie miny to… Ten… Nie rozśmieszaj mnie. – szybko powiedziałam patrząc na zdezorientowanego ogiera.
- Nie bardzo. To znaczy, nie była na kontakcie i tak dalej…?
- Tak, miała prawie luźne wodze. Półsiad robisz tuż przed wybiciem. Dociskasz łydki, dodajesz impuls, skracasz wodze, które muszą być równe, by tak jak teraz nie zwiała ci na bok. No i możesz je sobie trochę rozszerzyć. Co jeszcze… Zaraz po lądowaniu wracasz do normalnej pozycji. Musisz jakby wypchnąć ją w tym skoku, jakbyś chciał ją całym sobą poderwać do lotu. Ok?
- Potrafisz tłumaczyć. – uśmiechnął się i speszony dał nogę w prawo by powtórzyć skok.
Bawiłam się nieźle, dobrze było tu przyjść. Jarvis z ochotą zagalopował i robił to bardzo energicznie z ładną akcją kończyn i ze zganaszowaną głową. Pochwaliłam go kłusem i zerknęłam na Nicka, który właśnie wykonywał udany skok. Przyjął sobie rady Delki do serca. Może nawet nie tylko rady. Powinnam skupić się na koniu…
- Dobrze! O to chodziło! Jestem z ciebie dumna! – krzyknęła rozradowana.
- To trzeba otworzyć szampana. – mrugnął do niej. – Co ty na to?
- Pewnie. – uśmiechnęła się i odwróciła w moją stronę gdy tylko odjechał. Wyglądała jakby wygrała lodówkę w konkursie, wiec tylko pobłażliwie popatrzyłam na nią i zajęłam się korygowaniem tempa Jarvisa.
- To skocz teraz tą kopertę plus stacjonata.
Jeździec najechał na krzyżaka i skoczył go poprawnie, po czym nie zwalniając ruszył na nie dość odległą przeszkodę z numerem dwa. Poradził sobie świetnie, więc Del poprosiła go o pokonanie wszystkich czterech. Bez marudzenia powtórzył manewr najazdu na kopertę. Potem ładnie zaatakował kolejne dwie bariery, ostatni okser skoczony był tak na tróje z minusem. Klaczka zawahała się i to dość poważnie, ale Nick mimo wszystko postanowił dopuścić do skoku i wyszło paskudnie, ale grunt, że się udało i nawet nie strącili belek.
- To co? Może podwyższę to o 10 cm?
- Skoro chcesz. Mogę spróbować. Co było źle z tą ostatnią?
- Za mały impuls i krzywe wodze panie Parker.
Przez to zaczęłam się zastanawiając jak brzmiało by Martina Parker. Jestem nieuleczalnie chora… Po raz kolejny spróbowałam skupić się jedynie na Jarvisie, który właśnie stępował z łbem blisko podłoża.
Kiedy Del już porządek z przeszkodami, powiedziała by tym razem Coffey skoczyła to w odwrotnej kolejności. Chłopak skinął głową i ruszył galopem na metrowego oksera. Klacz oczekiwała sygnałów poruszając uszami, w końcu otrzymała dobry impuls i prawidłowo oddała skok. Potem były kolejne. Większe zawsze wychodziły jej lepiej, tak jakby twierdził, iż do niskich krzyżaczków nie warto marnować sił. Nick poklepał ja po szyi powoli stopniowo zwalniając do kłusa.
- Pokłusuj trochę. Możesz jej oddać trochę wodzy, niech ma nagrodę. – Delicja uśmiechnęła się i obserwowała klacz.
Stwierdziłam, że nie mogę już dłużej męczyć Jarvisa, tylko dlatego, że chce zobaczyć podboje miłosne Delki. Zatrzymała go i podeszłam dając cukierka.
- Dobrze się spisałeś. – Głaskałam jego szyję. – My idziemy. – krzyknęłam do reszty i skierowałam się do wyjścia. Na dworze było już ciemno, wchodząc do korytarza zapaliłam większe lampy i odprowadziłam Jarvisa do boksu. Tam jeszcze trochę z nim posiedziałam, w między czasie słyszałam jak Del i Nick wychodzą z hali, stajenni roznoszą koniom jedzenie, zamiatają korytarze, a potem gaszą światła i idą do domu. Pewnie było już po 22. Dopiero wtedy zdecydowałam się wygrzebać z siana i wyjść z boksu araba. Wracając do domu widziałam zapalone światło w kuchni. Weszłam tam i z cichym niezadowoleniem odkryłam, że przy stole siedzi Rayan i samotności obala butelkę whisky. Cos trzeba było z tym problemem zrobić, bez słowa wyjęłam z szafki szklankę i dosiadłam się nalewając sobie do połowy. A co, mogę się chyba upić raz na jakiś czas… Chłopak popatrzył na mnie, ale nie przejął się, wrócił do kontemplowania widoku za oknem, który przedstawiał ciemność.

- Musimy pogadać. – powiedział.
- Tia, no wiem.

1 komentarz:

  1. hipodrom-redwood.blog.onet.pl zaprasza na nowy konkurs :) ~ Boksi

    OdpowiedzUsuń