Black Rose & Dylan
Siedziałam przed stajnią i grzecznie czekałam na przyjazd
trzech moich przyjaciół z Lidera, którzy po długich pertraktacjach zdecydowali
się przyjąć ofertę pracy w DS. W końcu taksówka wjechała na dziedziniec, a ja
podniosłam się z ławeczki i z gigantycznym uśmiechem podeszłam do wysiadających
Megan, Vienne i Chrisa. Zrobiliśmy zbiorowego przytulańca i zaprowadziłam ich
do domu, gdzie pokazałam pokoje. Vi była obok mnie, reszta na drugim piętrze.
- Mam trening, muszę lecieć. Oprowadzicie się sami, co nie? –
uśmiechnęłam się gdy zeszliśmy do kuchni po zimną colę.
- Jaki? – zapytała Meg.
- Wyścigowy.
- To idziemy patrzeć. – wyszczerzyła się. – Gdzie to?
- Daleko. Znajdźcie Valentine i każcie się jej zawieść na tor, ok?
- Spoko. To do zobaczenia.
- Jaki? – zapytała Meg.
- Wyścigowy.
- To idziemy patrzeć. – wyszczerzyła się. – Gdzie to?
- Daleko. Znajdźcie Valentine i każcie się jej zawieść na tor, ok?
- Spoko. To do zobaczenia.
Pomachałam im i wyszłam z domu, by po chwili znaleźć się w
stajni klaczy. Zabrałam sprzęt Morgany i udałam się do boksu klaczy. Na szczęście
miała całkiem dobry humor i pozwoliła mi się wyczyścić. Zakładanie ogłowia
poszło troszkę gorzej, ale wkrótce miała już na sobie cały ekwipunek.
Poklepałam ją po łopatce i spojrzałam na nią z uśmiechem.
- Dzisiaj będzie trudniej. – oświadczyłam. – Ale damy radę,
prawda? – Potargałam jej grzywkę i otworzyłam drzwiczki po czym wyszłyśmy na
korytarz
Gdy tylko znalazłyśmy się na zewnątrz wsiadłam na nią ze
schodków, a gdy ruszyłam, ze stajni wyszła Delicja z Treasure Smile.
- Hej! – krzyknęłam zapinając kask.
- No cześć Russ. Gdzie reszta?
- Oni zawsze się spóźniają. Przywykniesz. – uśmiechnęłam się.
- No cześć Russ. Gdzie reszta?
- Oni zawsze się spóźniają. Przywykniesz. – uśmiechnęłam się.
Po minucie pojawili się Dylan z Black Rose i Harry z Devil’s
Advocatem. Ogier jechał jako czołowy, dalej Fayka, Black i Smile. Wyjechaliśmy
za bramę i żwawym stępem kierowaliśmy się na nasz tor wyścigowy, po około 10
minutach zakłusowaliśmy. Konie były podekscytowane, szczególnie moja kara i
Advocat, który przyjechał do nas kilka dni temu i miał to być jego pierwszy
trening. W końcu przekroczyliśmy furtkę i wjechaliśmy na przygotowaną bieżnie.
Cztery osoby krzątały się przy bramkach. Wybraliśmy sobie miejsce na krótką
rozgrzewkę i zaczęliśmy kręcić wolty, pół wolty, zatrzymania itd. Morgana nie
była dziś aniołkiem, ale potrafiłam ją opanować. Zerknęłam na ogra, który niemiłosiernie
machał głową i co jakiś czas usiłował stawać dęba. Po kilku minutach walki o
życie zwolniliśmy do stępa i podeszliśmy do bramek. Tutaj po raz kolejny
mogliśmy obserwować jak bardzo Devil nienawidzi boksu. Jednak Harry udowodnił,
że potrafi sobie z nim poradzić i chwilę potem ogier siedział w środku groźnie
łypiąc na mnie i stojącą obok Treasure. Kiedy drzwiczki otworzyły się, wszystkie
cztery konie galopem wypadły na tor. Naturalnie moja kara poszła przed siebie
jakby się za nią paliło. Po 100 metrach byłyśmy pierwsze, biegłyśmy przy wewnętrznej,
pół długości za nami na prawej szła Treasure, a z tyłu pozostałe dwa rumaki.
Black przy barierce, a Devil utrzymywał się bliżej środka toru. Dystans wynosił
1800 metrów, ustawienie zaczęło się zmieniać dopiero po 900 metrach. Za drugim
zakrętem Delicja kazała Smile zaatakować, co klacz uczyniła bez wahania.
Przyspieszyła zrównując się z nami, ale Morgana nie pozwoliła się wyprzedzić.
Biegłyśmy łeb w łeb stopniowo zwiększając prędkość, przy 1100 metrze Tres zyskała
przewagę pół długości. Wstrzymała Fay, nie wytrzymałaby tego tempa.
Postanowiłam poczekać na ten odpowiedni moment, jednak zamiast tego obok
pojawił się Devil, a tuż za sobą czułam Black. Morgana robiła ro samo co przed
chwilą, nie pozwalała Advocatowi się wyprzedzić i galopowali obok siebie coraz
szybciej i szybciej. No dobra, zostało 400 metrów. Treasure była dwie długości
przed nami po wewnętrznej, więc kiedy tylko rudy odbił na prawo, poszłyśmy w
jego slajdy, jednak Harry zablokował mnie. Nie było miejsca między zadami jego i Smile, którą dogoniliśmy. Czekałam i
obserwował sytuację z irytacją. Morgana również wkurzała się, miała siłę by ich
minąć, jednak nie było na to szansy. W
końcu cos się zmieniło! Treasure dostała impuls, dzięki czemu poszła na przód,
natychmiast wykorzystałam sytuację i zjechałam na jej ślad goniąc ją. Ponownie
zrównałam się z Devilem. Black Rose udało się biec obok niego, mniej więcej pół
długości. Jednak gdy obydwoje przyspieszyliśmy by zbliżyć się do prowadzącej
stawkę straciła siły i stopniowo oddalała się. Przekroczyłam linię mety nos w
nos z Advocatem i jedną długość na Treasure.
- Heeej… - uspokajałam Morganę. Kiedy zwolniła do galopu
poklepałam ją po szyi. – Brawo Fay!
Rozejrzałam się, reszta także starała się ogarnąć swoje
konie. Devil rżał jak opętany i w takim akompaniamencie kłusem podążyliśmy do wyjścia.
Dosłownie chwilę później zwolniliśmy do stępika i tak wróciliśmy do stajni. Na
spokojnie rozsiodłaliśmy wierzchowce i odprowadziliśmy je do stajni. Kiedy sprzęt
był już w siodlarni ruszyliśmy do kuchenki i rozsiedliśmy się na fotelach,
Harry wyjął z lodówki sok i rozlał do szklanek po czym nam je rozdał.
- Black dobrze biegła. – oświadczył Dylan.
- Morgana biegła znakomicie. – uśmiechnęłam się.
- A Devil nie biegł. Tylko spacerował. Ja czuje, że on mógł znacznie więcej, ale nie chciało mu się ruszyć tyłka. A z drugiej strony bez sensu byłoby go dzisiaj forsować. Ruska, ty i Fayka kontra ja i Advokat w piątek o 17. – powiedział rozeźlony Harry.
- Ale wiesz, że nie dam ci wygrać? – popatrzyłam na niego poważnie.
- Nie potrzebuje forów. – obruszył się.
- Dobrze panowie, trzeba jeszcze wynieść obornik z kilku boksów. – Wtrąciła się Del i wstała. – A ja muszę zrobić kolację.
- Zamawiam tosty.
- Morgana biegła znakomicie. – uśmiechnęłam się.
- A Devil nie biegł. Tylko spacerował. Ja czuje, że on mógł znacznie więcej, ale nie chciało mu się ruszyć tyłka. A z drugiej strony bez sensu byłoby go dzisiaj forsować. Ruska, ty i Fayka kontra ja i Advokat w piątek o 17. – powiedział rozeźlony Harry.
- Ale wiesz, że nie dam ci wygrać? – popatrzyłam na niego poważnie.
- Nie potrzebuje forów. – obruszył się.
- Dobrze panowie, trzeba jeszcze wynieść obornik z kilku boksów. – Wtrąciła się Del i wstała. – A ja muszę zrobić kolację.
- Zamawiam tosty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz