Sky & Son of Asgad
Okolice Delicious Stable
Po
wydarzeniach z wczorajszego dnia, zaproponowałam Sky teren na kucach, żeby
trochę odpocząć od treningów i sprawić rumakom radość. Dla siebie wybrałam Dramata, dla młodej – Asgarda.
Kiedy ja weszłam do stajni, ona kończyła
czyszczenie fiordinga.
- Wszystko
gra? – zapytałam z uśmiechem.
-
Jasne, będziemy gotowi za 10 minut.
Z siodlarni
zabrałam wszechstronne siodło, ogłowie, brązowy czaprak, podkładkę i czarne
ochraniacze. Dram stał w boksie i beztrosko wcinał sianko, więc na spokojnie
rozłożyłam sobie sprzęt na stelażu i weszłam do kuca ze szczotkami i uwiązem.
-
Dzień dobry Myszorku… - powiedziałam podchodząc do niego z wyjętym z kieszeni
cukierkiem, który z apetytem zjadł. –
Nie złość się, bo jedziemy na spacer.
Zaczęłam
go szczotkować, oczywiście miał te swoje humorki, ale nie było tak źle.
Najwyraźniej zdążył się już zaaklimatyzować, z czego byłam bardzo zadowolona. W
końcu był jednym z moich ulubieńców, chciałam żeby czuł się tutaj jak
najlepiej. Przy podpinaniu popręgu ostrzegawczo zerkał w moja stronę, ale nie
próbował mnie ugryźć. Szybko dokończyłam zakładanie sprzętu i wyszliśmy na
korytarz. Kyrah czekała już na dworze i ustawiała sobie puśliska.
-
Wsiadać?
- Tak
i myśl, gdzie chcesz jechać.
Usadowiłyśmy
się na kucach, Asgard ruszył spokojnym stępem, z Dramatem musiałam się troszkę
pomęczyć. W końcu jednak pozwolił się jako tako ogarnąć i szedł żwawym tempem
obok fiorda.
- To
co? Jaki kierunek? – zapytałam.
-
Łąka? Będziemy się mogły pościągać?
-
Wiesz co… Nie bardzo. Wole nie ryzykować, bo As może cię ponieść, kiedy
przyspieszysz. Następnym razem wybierzemy inne konie i wtedy, zgoda?
- No
ok... To jeźdźmy do lasu.
Skinęłam
głową i skróciłam wodze widząc, że przejechałyśmy już spory kawał drogi.
Skręciłyśmy w piaskową ścieżkę i ciągle jadąc koło siebie zakłuwałyśmy. Synek
zachowywał się świetnie. Szedł równo, współpracował ze Sky i był wyjątkowo
grzeczny. Natomiast Dramatowi udzieliła się terenowa atmosfera i najchętniej
ruszyłby przed siebie biegiem. Gdyby nie rękawiczki, dłonie odpadłyby mi po 15
minutach. Alejka była bardzo długa, konie zdążyły się trochę znudzić, co na
mojego wierzchowca podziałało kojąco. Przestał machać głową i ładnie poruszał
się na przód. Kiedy ścieżka zwęziła się na tyle, by Damat musiał zająć miejsce
prowadzącego wrócił jego buntowniczy charakter. Za wszelką cenę chciał kopnąć
truchtającego za nim konika, a gdy tamten zwiększył odległość do jakichś sześciu
metrów, skupił swoją złość na mnie i
wyszarpywał wodze.
Wjechałyśmy
do lasu, gdzie po wąskiej dróżce sunęłyśmy energicznym kłusem. Było jeszcze
przed południem, więc temperatura powoli wzrastała. Oszacowałabym ja na 12
stopni… Kluczyłyśmy między drzewami wymyślając nieokreślone wzory i rysunki. Obydwa
kuce zdążyły się już nieco rozluźnić, stały się spokojniejsze. Znalazłyśmy sobie dużą polanę, na której zamierzałyśmy
pogalopować. Sky zjechała do środka zwalniając do stępa, ćwiczyła wszelkie
figury ujeżdżeniowe w najniższych chodach: cofanie, zwroty itp.
Zrobiłam
dwa okrążenia w raczej wolnym kłusie i wypchnęłam konika do galopu, co uczynił
natychmiast. Poszedł przed siebie jak rakieta i urządził mi relaksacyjną serię
bryków, po czym dał się zatrzymać. Odczekałam chwilę i spróbowałam jeszcze raz
z tym samym skutkiem. „Cierpliwość to klucz do sukcesu” – powtarzałam w myślach
zaciskając ręce na wodzy, a zaraz potem rozluźniając się. Powtórzyłam ćwiczenie
i za siódmym razem udało się. Dramat galopował w odpowiednim tempie, a nawet
zaczął się składać. Pokonaliśmy kilka okrążeń, a potem zmieniłam kierunek przez
pół woltę w kłusie. Na prawą nogę poprawnie zagalopowaliśmy już za trzecim
razem i pozwoliłam mu poruszać się galopem dłużej niż poprzednio. Energia nie
kończy mu się chyba nigdy…
Zjechałam
do środka i zwolniłam do stępa, kiedy Sky wyjechała Synkiem na „ścianę” i
zagalopowała od ruchu biodrem.
-
Brawo! – powiedziałam obserwując ją. Młoda uczy się w naprawdę szybkim tempie.
Fiording
ciągle pozostawał na kontakcie ze zganaszowaną łepetyną i ładnym ruchem. Sky
bawiła się tempem, a po chwili zmieniła nogę przez lotną na przekątnej i bez
zmiany chodu pogalopowała na lewo. Nie muszę chyba wspominać jak bardzo
rozpierała mnie duma.
Gdy
skończyła obydwie podążyłyśmy leśną ścieżką niezbyt szybkim kłusem. Prowadziłam
nasz zastęp i myślałam co zrobić na obiad, dzisiaj mój dyżur… Dramat, chociaż już
trochę zmęczony, nadal próbował swoje wywalczyć, jednak ograniczył się do
wyrywania wodzy. Zerknęłam za siebie; Asgard zachowywał się jak należy i
słuchał się dziewczynki. Całkiem nieźle się zgrywają.
-
Zagalopujemy jeszcze? – zapytała z rozbrajającym uśmiechem.
-
Dobra, kiedy wjedziemy na piasek.
Po
kilku minutach kłusika po lesie, pokazała nam się piaszczysta alejka, którą pokonałyśmy
czterdzieści minut wcześniej. Odwróciłam się do Sky by dać jej znać do zmiany
chodu i docisnęłam łydki do boków kuca. Dramat przeszedł w galop i choć to
przejście nie należało do najlepszych, nie za bardzo mogła je wtedy poprawić.
Słyszałam, że fiord także galopuje, więc skupiłam się na utrzymaniu dobrego
tempa. Mniej więcej w połowie drogi,
czyli po jakichś pięciuset metrach, zwolniłyśmy do kłusa i poklepałyśmy konie. Wkrótce
przeszłyśmy do stępa, Sky widząc stajnię oddała kucowi trochę wodzy, ja jeszcze
nie mogłam sobie na to pozwolić. Dopiero kiedy Dramat w pełni mi zaufa.
- Do
boksu– powiedziałam zsiadając przed wrotami stajni.
Kyrah
przytaknęła i również zeskoczyła z grzbietu. Odprowadziłyśmy rumaki do boksów i
rozebrałyśmy je. Podarowałam kucykowi marchewkę i wyklepałam go po szyi.
Wyszłam, zamykając za sobą drzwi i odniosłam sprzęt do masztalerki. Czapraki
wywiesiłyśmy na suszarce stojącej w kącie korytarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz