Ruska & *Moet II
Valentine & Weapon X
Sky
Trochę wkurzona wyłączyłam alarm
i odrzuciłam komórkę gdzieś na łóżko po czym rozejrzałam się zaspanym wzrokiem.
Zamierzałam wrócić do tulenia poduszki, ale do pokoju wszedł Ray we własnej
osobie.
- Wróciłeś! - krzyknęłam radośnie
i podbiegłam do niego, rzucając się na szyję chłopaka. - Jak tam na misji? -
zapytałam z szelmowskim uśmiechem, a on odwzajemnił gest i potargał mi włosy,
które już i tak były w fatalnym stanie.
- Ciekawie. Dużo się działo...
- Miałeś powiedzieć, że było
strasznie nudno i umierałeś z tęsknoty... - pokręciłam głową udając
niezadowolenie.
- A gdzie tam! Było świetnie!
Wybuchy i strzelanie! - odparł posyłając mi rozbawione spojrzenie po czym
pocałował mnie w czoło. - Umieram. Idę spać.
Wyraziłam zgodę po czym raz dwa
się ogarnęłam i zeszłam na dół. Sky plotkowała z Jessy i Valentine o nowych
koniach, Chris, Cruz i Jack omawiali ostatni mecz jedząc kanapki, a Nick
szykował się by odwiedzić Del w szpitalu.
- I co? Dumny jesteś? - zapytałam
z szerokim uśmiechem. - Wpadnę do nich po południu.
Chłopak był tak szczęśliwy, że
nawet nie potrafił sklecić porządnego zdania, więc machnęłam ręką i natychmiast
wyszedł odmachując nam.
- Ojcostwo mu służy - zachichotał
któryś ze stajennych, a ja zignorowałam to i otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu
czegoś smakowitego.
- Ufoszku, wsiądziesz na X-mena
za 20 minut? - zwróciłam się do Val, która energicznie przytaknęła. - Ja sobie
wezmę Moneta na lekki trening ujeżdżeniowy...
Zjedliśmy śniadanie. Wraz ze Sky
i UFO weszłyśmy do stajni ogierów i przywitałyśmy się z rumakami. Sprawdziłam
stan Moeta, a że był całkiem czysty - dobry humor mnie nie opuścił. Z siodlarni
wzięłam sprzęt, granatowe owijki i czaprak w tym samym kolorze, po czym wróciłam
do konia i zaczęłam go szczotkować. Kyrah zajęła się kopytami, więc poszło
jeszcze szybciej. Ubrałam go bez problemów i byliśmy gotowi do wyjścia.
Ruszyłam na hale przez korytarz i tam wsiadłam, stępowaliśmy na luźnej wodzy.
Valentine pojawiła się niecałą minute po nas, a Sky usiadła w pierwszym rzędzie
na trybunach.
- Włącz radio! - poleciła Val i
zaczęła tańczyć kiedy z głośników wydostały się pierwsze dźwięki jakiejś żwawej
piosenki. Zaśmiałam się i zebrałam wodze starając się skupić na Monecie.
Zdążyłam zauważyć, że dziś jest całkiem grzeczny. Dodałam łydkę, żeby troszkę
przyspieszył, a on bez wahania wykonał polecenie. Zerknęłam na UFO, która wciąż
się wygłupiała, jednak Weaponowi to wcale nie przeszkadzało. Świetnie reagował
na łydki i dosiad, dawał się prowadzić bez użycia wodzy. Starałam się zająć
ogra woltami, zatrzymaniami i cofaniem. Zahaczyliśmy również o zwroty, te na
tyle wychodziły mu lepiej, więc zrobiłam kilka dodatkowych na przodzie i
wjechałam na ścianę by zakłusować.
Monet szarpnął głową i miał
problem z utrzymaniem tempa, ale mocny impuls załatwił sprawę. Na krótkich
ścianach przyspieszaliśmy, na długim poruszaliśmy się wolniej, później na
odwrót i wtedy zaczął się zbierać.
Val po wykonaniu serii ćwiczeń w
stępie również przeszła do kłusa. Dawała X-menowi wiele luzu, ale rumak dopiero
się uczy i poziom trudności jest do niego dobre dopasowany. Konik trochę się
wlekł, ale amazonka starała się go rozbudzić. Obydwie wiedziałyśmy, że uda się
to dopiero po pierwszym galopie.
Porobiłyśmy ćwiczenia w kłusie, z
Monetem pracowałam nad poprawnym ustawieniem na prostej i podczas jazdy na
wolcie, natomiast Valentine skupiła się na zbieraniu Weapona z jednoczesnym
utrzymywaniem tempa. Po kilkunastu minutach UFO dała mi znać, że zamierza
zagalopować, więc zjechałam na drugi ślad i bawiłam się prędkością biegu, co Moetowi
całkiem odpowiadało. Weapon ruszył galopem z narożnika i sadząc kilka baranków
pobiegł przed siebie. Szybko odzyskał równowagę i dał się prowadzić amazonce,
której uśmiech nie schodził z twarzy.
- Kocham go. Jest idealny -
krzyknęła przyspieszając.
Ogier wyciągnął szyję i starał
się rozpędzić, by rozładować energię. Dziewczyna pozwoliła mu na to, a kiedy
skończył spokojnie zwolniła i ustawiła go sobie tak, by szedł z jakąś tam
gracją. Wtedy prezentował się znacznie lepiej i był zadowolony. Zmienili
kierunek i pokonali dwa pełne okrążenia, po czym zaczęli pracę na kole, a ja
wypchnęłam Moneta do galopu. Ogier silnie machnął głową, ale wodzy mi nie
wyrwał. Zamierzał odbiec od ściany i uciec gdzieś na środek, ale w porę udało
mi się go ogarnąć i zaprosić z powrotem na pierwszy ślad. Prychnął i pozwolił
mi się zganaszować. Biegł spokojnym tempem, a kiedy już wiedziałam, że złość mu
przeszła i chcę pracować - pozwoliłam mu przyspieszyć. Monet był prze
szczęśliwy i z wielką radością skoczył na przód. Poklepałam go gdy pozwolił się
wyhamować i posłusznie zwolnił tempo. Pięknie się zebrał, więc postanowiłam
poćwiczyć galop na łukach. Zrobiliśmy sobie sporawą serpentynę, potem kolejną,
ale już z ciaśniejszymi brzuszkami. Zabrałam go na woltę i sprawdziłam jak
prezentuje się w zgięciu. Był elastyczny, a jego ułożenie poprawne. Zaczęliśmy
kręcić ósemki z lotną zmianą nogi. Wychodziły mu coraz swobodniej, więc już po
kilku próbach pochwaliłam go i zwolniłam do kłusa.
Val udoskonalała przejścia między
chodami, nie zawsze były tak płynne, jak powinny, ale ogier zaczynał rozumieć o
co chodzi. Później przeszli do poprawnych zatrzymań z galopu i kłusa.
Początkowo odstawiał zad i zawsze coś było nie tak, ale za którymś razem udało
mu się postawić wszystkie nogi poprawnie. Potem było już lepiej. Na koniec
amazonka popracowała nad lotnymi na przekątnej i po kilku udanych próbach dała
mu spokój i oddała kawałek wodzy w wolniutkim kłusie.
- Mogę wsadzić Sky? - zapytała
podjeżdżając do mnie, gdy wykonywałam średnio udany zwrot na przodzie.
- Jasne. Tylko niech kask
założy... - mruknęłam powtarzając ćwiczenie i pochwaliłam konia z promiennym
uśmiechem. - Właśnie tak!
Val zaśmiała się pod nosem i
podjechała na dziewczynki.
Zerknęłam na nie i upewniwszy
się, że mała ma na głowie toczek ruszyłam kłusem ze stój. Po kilku krokach
przeszłam w galop na prostej i poklepałam ogiera po szyi. Dałam mu dokładne
sygnały i zatrzymaliśmy się. Zdawało mi się, że przeszedł do stępa... Ponownie
zakłusowałam, zagalopowałam i zatrzymałam się, tym razem idealnie.
- Świetnie, synek... Będą z
ciebie ludzie, wiesz? - szepnęłam głaszcząc złotą sierść wierzchowca.
Chwilę pracowałam nad
przejściami, ale Mo nie ma z tym specjalnych problemów, więc szybko dałam mu
wolne. Troszkę pokłusowałam i przeszłam do stępa swobodnego, jednak nie oddałam
mu wodze całkowicie. Właśnie na koniec jazdy temu rumakowi lubi odbijać... Uśmiechnęłam
się i zerknęłam na Sky, która pod okiem UFO cofała młodego ogiera. Nie
martwiłam się, ten koń jest bardzo spokojny i cierpliwy mimo swojego wieku.
Kiedy obydwa konie były rozstepowane zeskoczyłyśmy z siodeł i odprowadziłyśmy
je do boksów. Szybko zdjęłam sprzęt i roztarłam trochę spoconą sierść.
- Mam coś dla ciebie... - Wyjęłam
kilka cukierków z kieszeni kurtki i podarowałam holsztynowi.
Wyklepałam go jeszcze i zabrałam
ekwipunek do masztalerki. Sky i UFO odkładały sprzęt X-mena.
- Mogę jechać z tobą do cioci? -
zapytała młoda robiąc śliczne oczka.
- Nie wiem... Wczoraj w szkole...
- Ja się tylko broniłam! -
odparła z wyrzutem.
- Akurat... - Uśmiechnęłam się. -
O 14 masz być gotowa.
Zapraszam na Noworoczną Licytację Komórek
OdpowiedzUsuńna... uwaga .... www.Liliowa-Zatoka.blog.onet.pl
Pozdrawiam Juki :)