Delicja & Chili Con Carne
Ruska & Avenger
Nick & *Coffey
Valentine & Castle WM
W całkiem niezłym humorze wkroczyłam do stajni i
majestatycznie stanęłam na środku, po czym rozejrzałam się po łbach ogierów,
które ciekawsko spoglądały w moim kierunku. Chwilę później dołączyła dom mnie
Delicja.
- To co, którego wybierasz? - zapytałam.
- Chyba Chili. Nicka wsadzę na Coffey, a i jeszcze trzeba
znaleźć kogoś na Castle.
- Dobra to ja wezmę Avengera, a na gniadego zapiszę UFO, ok?
- Spoko, to widzimy się przed stajnią za 15 minut.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie i zajęłyśmy przygotowaniami do treningu
crossowego.
Gdy weszłam do Chili’ego boksu ten zaczął się przytulać i
prosić o drapanie za uchem. Chwilę tak się z nim pomiziałam a później zaczęłam
porządnie czyścić. Ruska nie miała żadnego problemy z Avenem i świetnie się
dogadywali. Po kilku minutach czyszczenia poszłam do siodlarni po sprzęt. Potem
założyłam mu czaprak siodło i okiełznałam. Po chwili byliśmy już gotowi. Nie
czekając wzięłam bacik i wsiadłam już w stajni. Wyjechałam i stępowałam obok
padoku klaczy. Gdy wyjechała Ruska trochę jeszcze sobie pogadałyśmy a potem już
przyszli Nick i UFO. Wsiedli po czym ruszyliśmy w stronę toru crossowego.
Jechaliśmy w zastępie, Coffey zamykała szereg żeby nie kusić
kolegów. Postanowiliśmy odbić trochę w las by rozgrzać konie w stępie i kłusie
zanim dotrzemy do toru. Spacerując po polnej ścieżce plotkowaliśmy o różnych
stajennych sprawach, po paru minutach podciągnęliśmy popręgi i zakłusowaliśmy.
Ave wyrywał mi się wyjątkowo mocno, nie widzę dzisiejszego treningu w
optymistycznych barwach... Chili grzecznie szedł na przód i nawet nie myślał by
przyspieszać czy zwalniać, podobnie jak Fey. Castle, jak to Castle, miewał
swoje humorki, które właśnie dawały o sobie znać.
Truchtaliśmy po leśnych dróżkach, potem wjechaliśmy na łąkę,
z której z górki zjechaliśmy z powrotem w las. Minęło jakieś 10 minut zanim
udało nam się dojechać na średni tor.
- Dobra to wy przegalopujcie je i w drogę. - powiedziała Del
i kiedy my dwie zwolniłyśmy do stępa, pozostali ruszyli galopem obierając sobie
duże wolty.
Postanowiliśmy galop popracować indywidualnie dlatego każdy
się porozjeżdżał. Chili szedł spokojnie i nawet mi się zbierał. Co chwilę
robiliśmy woltki i zmiany kierunku przez zmianę nogi. Aven z Ruską robili
podobne ćwiczenia jednakże dołączali do tego przejścia. Nick i Coffey świetnie
się dogadywali. Castle i UFO nie było tak źle chociaż momentami Cas się wkurzał
i wyrywał.
Pierwsza miała jechać Val z Castlem. Ogier już ciągnął do
skoku więc zaczęła. Najpierw najechała sobie spokojnie na położoną kłodę. Cas
poradził sobie bardzo dobrze. Potem nakierowali się na duże coś wyglądające jak
dom przewrócony do góry nogami. Następnie pojechali na stół przy którym Cas
lekko się zawahał i już myśleliśmy, że jednak nie przeskoczy, ale dzielny koń
przeskoczył. Jechali aż dojechali do takiego jakby księżyca, gdy skoczył
galopował po wodzie. Val przyspieszyła jadąc na przeszkodę ze stogu siana.
Potem pojechali na rów. Naprawdę bardzo dziwny skok, coś mu nie pasowało,
wystrzelił z czterech kopyt. Do pokonania zostały im dwie przeszkody.
Dziewczyna pojechała jeszcze szybciej po czym nakierowali się na szeroką deskę
i na koniec dwie sporawe kłody. Val przeszła do stępa i wyklepała rumaka po
czym dała mu luźną wodzę. Nick przygotowywał się już do swojego przejazdu.
Puścił oczko Delce po czym dodał impuls zniecierpliwionej
Coffey. Klaczka ruszyła z kopyta i niemal natychmiast dotarła do kłody.
Przeskoczyła ją, a raczej przeleciała nad przeszkodą, bezbłędnie. Potem dostała
turbo doładowania, bo dosłownie po kilku sekundach pędziła już na replikę domu
stojącego na dachu. Chyba troszkę się jej wystraszyła, bo skoczyła jakoś tak
bokiem. Niezrażona galopowała dalej. Nick nakierował ją prosto na szeroki stół,
z takimi przeszkodami radziła sobie świetnie i teraz tez nie zawiodła. Po
chwili na poprawienie prędkości zdecydowanie natarła na wielki półksiężyc i
choć jego podstawa była wąska - klacz doskonale wycelowała. Radośnie wbiegła do
jeziorka i odzyskała energię, więc gdy tylko z niego wyjechała przyspieszyła i
trochę nieprzemyślanie skoczyła przeszkodę zbudowaną ze słomy. Jednak jakoś
wyszło i nie przerywając treningu wypatrywali kolejnej przeszkody, którą okazał
się być rów. Dla Fey to pestka, więc już po chwili galopowali na
"deskę". Było to coś w rodzaju oksera. Pomiędzy dwoma wysokimi
deskami, ustawionymi od siebie na około metr, był zbiornik z wodą. Przeszkoda
trudna, ale musimy stawiać siwej nowe wyzwania. Nick dodał impuls i starał się powstrzymać
Coffey przed wyłamaniem. Udało mu się, kobyłka poszybowała ponad wszystkim i
dumnie biegła dalej. Dwie kłody nie stanowiły dla niej problemu, więc uporała
się z nimi w mgnieniu oka.
Chili był podekscytowany. Zrobiłam jeszcze jedno koło galopem
i ruszyliśmy jak z procy. Na początku próbowałam go zwolnić by tak nie pędził. W
ogóle nie było go w stanie opanować w końcu gdy zobaczył przeszkodę uspokoił
się i pofrunął nad nią niczym ptak na niebie. Dalej dodając impuls
nakierowaliśmy się na kwadratowe dziwne coś, nie można by tego nazwa. Chili z
pewnością przeskoczył dziwne kwadratowe coś. Następnie wjechaliśmy w wodę i w
wodzie była do przeskoczenia przeszkoda. Chili’emu nie było łatwo no ale cóż
jakoś tam skoczył, nie był to idealny skok. Kierując go na szeroki wysoki stół
dawałam mocniejsze łydki bo miałam obawy co do niego. Ale Chili spokojnie sobie
przeskoczył, po czym wyciągnął szyję i był z siebie dumny.
- Ej, kochanieńki, jeszcze nie skończyliśmy.
Jechaliśmy na rów i po nim od razu były z cztery kłody.
Świetnie sobie poradził, w końcu na koniec został nam płotek bardzo ryzykowny.
Jechaliśmy i gdy dojechaliśmy do płotku ogier ominął przeszkodę. Potem
najechaliśmy jeszcze raz i tym razem z dużym zapasem przeskoczył. Wyklepałam go
i oddałam wodze.
Widząc, ze Del skończyła pozwoliłam Avengerowi biec. Na
starcie wiercił się tak mocno, ze już ledwo dawałam rade z utrzymaniem go. W
razie czego będziemy się kłócić. Jechaliśmy na kwadratową przeszkodę za szybko,
ale jakimś cudem udało mi się mego wierzchowca zwolnić. Oddał bardzo ładny skok
i popędził do wody, którą zobaczył jakieś 200 metrów przed nami. Wpadł do niej
z wielką radością i chętnie przeskoczył drewniano-roślinną przeszkodę, po czym
jeszcze trochę pochlapał kopytkami i zgrabnie wyskoczył na ląd. Pokonał coś na kształt
rogu zagrody i przefrunął nad szerokim stołem. Nakierowałam go na rów i
poklepałam, gdy tylko poczułam, ze mi odpuszcza. Hura, odzyskałam kontrolę!
Okey, dalej, przed nami zaprezentował się szereg złożony z czterech kłód.
Dodałam impuls i oddałam kawałek wodzy, Aven resztę załatwił sam. W crossie ma
tyle energii, ze równie dobrze mogłabym po prostu siedzieć w siodle i nic nie
robić, zero łydek, zero dosiadu... Po co? I tak w trakcie skoku jestem olewana.
Ale nic, trzeba działać. Skróciłam wodze i wzięłam sprawy we własne ręce.
Zwolniłam przed płotkiem i skoczyliśmy go tak jak ja chciałam, co na tym koniu
było dużym sukcesem. Zwolniłam do kłusa i przytuliłam się do niego , wyklepałam
i dotruchtałam do reszty.
Razem z Rus pojechaliśmy do Nicka i Val. Porozmawialiśmy
sobie stępując. Po chwili zaczęliśmy kierować się w stronę stajni. W końcu
zrobiliśmy zastęp i spokojnym stępem jechaliśmy sobie. Każdy rumak chyba był
wykończony, tyko Chili zgrywał bohatera i udawał że nie jest. Po kilku minutach
ujrzeliśmy stajnię. Konie zaczęły rżeć i się niecierpliwić. Każdy z nas
pojechał do stajni, tam gdzie stoi jego rumak. Oporządziliśmy koniska i
poszliśmy by coś przekąsić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz