niedziela, 26 stycznia 2014

Przenosimy się

Ja i Ruska się przeniosłyśmy do dwóch różnych stajni.
Delicię znajdziecie tu: http://deliciousstable.blogspot.com/
Stało się tak ponieważ Ruska wolała być sama, a ja przeprowadziłam się, ponieważ było mi bardzo smutno i trudno. Chciałam o wszystkim zapomnieć i przeprowadziłam się.

sobota, 18 stycznia 2014

Trening westernowy | Inaya, Guant, Golden & Lady (lonża) |

Megan &  Inaya's Myth
Jack &  Guantanamo AM
Harry & Golden Flame
Delicja &  Lady Deathstrike 
Ruska

Megan postanowiła przetestować nowe konie westernowe - Guantanamo i Inaye, do pomocy wzięła sobie Jacka, a Harry doczepił się do ich treningu twierdząc, że Flame bardzo tego potrzebuje. Dochodziła 16, ale wyjątkowo hala pozostawała pusta. Trenerzy zabrali sprzęt swoich podopiecznych i ruszyli do ich boksów. Wraz z Shanią przechadzałam się korytarzem stajni, sprawdzając czy każdy koń ma odpowiednią ilość siana. Zatrzymałam się przy boksie Ardiente i zajęłam się mizianiem pyszczka ogiera, kiedy usłyszałam kroki i zanim zdążyłam się odwrócić już przytulał mnie Ray.
- Nie puszczę... - szepnął mi do ucha.
- To nie puszczaj - odparłam z delikatnym uśmiechem. - Gdzie Sky?
- Na hali, ktoś zaczął trening.
- Chodź - powiedziałam ruszając w stronę krytej.
Drugiego dnia nie mogłam się już oprzeć pracy z koniem, lekarz zakazał mi jeździć, ale ćwiczyć z ziemi nie. Poszłam do Nicka i poprosiłam go żeby się zajął Nadią do tej pory gdy nie wrócę. Po chwili weszłam do boksu klaczy, przeczyściłam ją i przygotowałam do pracy... po chwili zapięłam klacz na lonże, wzięłam długi bat i poszłam na halę z Lady. Po chwili ujrzałam Meg, Jacka i Harrego, którzy mieli zamiar potrenować konie westernowe. Zajęłam się pracą z Lady, na początku wypuściłam ją na koło, a po chwili klacz szła już energicznym stępem.
Po drodze zgarnęliśmy jeszcze Sky i weszliśmy na trybuny by nie przeszkadzać w treningach. Del rozłożyła się z Lady z boku, żeby reszta koni miała miejsce na rozgrzewkę. Skupiłam się na obserwacji Gunatanamo i Inayi, którzy mieszkają u nas od bardzo niedawna. Ogier był idealnie spokojny i wykonywał każde polecenie Jacka. Czuły na wszelkie sygnały niespiesznie poruszał się jogiem, podobnie jak jego koleżanka, która jednak miała nieco więcej werwy i sprawdzała Megan pod każdym kontem. Po kilku minutach amazonka wytłumaczyła jej co jest grane i para zaczęła współpracować.
Flame jak zwykle bezproblemowo pozwalał się prowadzić i chętnie ustępował od łydki. Do tego elementu wkrótce przeszli pozostali jeźdźcy. Nemo poradził sobie świetnie, Inaya okazała się być mniej doświadczona, ale po kilku powtórzeniach nabrała wprawy i zrozumiała o co chodzi.
Lady była już wystarczająco rozgrzana w stępie, powiedziałam komendę, klacz zareagowała od razu i zaczęła kłusować. Co chwilę zwalniała, ale ja jej na to nie pozwalałam. Chwilę potem poćwiczyłyśmy dłużej przejścia kłus - stęp, stęp - kłus, na początku dwa przejścia były dobre, ale później już nam nie wychodziło. Gdy w końcu wyszło, zmieniłam kierunek i znowu dałam sygnał do kłusa. Ładnie i rytmicznie szła, po czym znowu zrobiłam kilka przejść, ale tym razem do stój. Po dłuższej chwili przeszłam do stępa.
- Dobra kochana, odpocznij sobie chwilkę, a zaraz galopniemy.
Lady szła spokojnie z głową na dole.
- Galop - powiedziałam stanowczo.
Pięknie zabrała się do galopu. Kilka kółek galopowała, a później przeszła do stępa przepiełam klacz na drugą stronę i poprosiłam znowu o galop.
Z uśmiechem oglądałam wykonanie side-pass Nema, a później przeniosłam wzrok na Goldena, który pewnie ruszył galopem. Harry pozwolił mu się wybiegać, a zaraz potem dołączyła do nich Inaya. Miała w sobie mnóstwo energii, więc chwilę zajęło jej zwolnienie do lope. Jeśli chodzi o jej zachowanie to znacznie się poprawiła. Tymczasem Nemo ćwiczył przejścia stęp-kłus oraz kłus-stęp, po czym zagalopował. Flame i Naya trenowali lotne zmiany nogi, a kiedy odpowiednio się rozgrzali i uelastycznili - umówili się kto schodzi na środek, a druga para miała ruszyć cwałem. Pierwszy przyspieszył Flame i zaprezentował nam swój ruch, potem zwolnił i na długiej ścianie powtórzył ćwiczenie. Przyszedł czas na klaczkę, która poradziła sobie równie dobrze. Guantanamo zagalopował na krótkim boku i szybko przeszedł w cwał pokazując swoje niemałe umiejętności. Jack i Flame postanowili wykonać sliding stop, co podchwycili pozostali. Golden bezapelacyjnie robił to najlepiej, ale pozostałe konie nie radziły sobie dużo gorzej.
Kiedy konie przypomniały sobie, jak to jest się poślizgać - zaczęli trenować roll backi, które wychodziły średnio. Flame znowu się popisał i pokazał na co go stać, Inaya troszkę się pogubiła, ale za trzecim razem wyszło prawie idealnie. Nemo poradził sobie całkiem nieźle, to znaczy na początku źle odczytał sygnały, ale szybko się połapał i zrobił co trzeba. Cała trójca ruszyła lope w rożnych kierunkach, a po może dwóch minutach zwolnili do jogu. Przyszedł czas na rozstępowanie wierzchowców i wyklepanie ich po szyjach.
- I co? - zapytała Meg podejzdzając do nas.
- Całkiem fajnie. Ale Guant lepiej - powiedziałam ze śmiechem, co amazonka skwitowała prychnięciem.
- Nie znasz się.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie, po czym kasztanka odjechała, a ja zerknęłam na to, co wyrabia Delicja.
Klaczka bardzo ładnie dziś pracowała, więc postanowiłam jeszcze zrobić z nią kilka sztuczek. W kieszeni miałam kilka snaksów, więc porozciągałam ją trochę. Potem próbowaliśmy ukłon, nie wychodziło nam to dość długo, ale i tak się udało. Potem jeszcze zabawa z piłką. Poprosiłam Sky żeby przyniosła mi dwa uwiązy, dziewczynka bardzo szybko dostarczyła mi je po czym zawiązałam je i wyglądały jak wodze. Wiem, że doktor mi zakazał, ale tylko na stępa. Podłożyłam sobie stoliczek do wsiadania i szybko zjawiłam się na grzbiecie klaczy. Gdy Ruska to zobaczyła to krzyknęła żebym zsiadła.
- Delka, złaź! Bo zawołam Nicka!
- Nie martw się tylko stępuje.
Zrobiłam kilka kółek stępem, a potem zsiadam wyklepałam klacz i bardzo mnie ucieszyło, że nareszcie wsiadłam. Odprowadziłam klacz do boksu, zdjęłam z niej wszystko, po czym poszłam do małej i Nicka. Bardzo szybko zjawiła się Ruska miała nieciekawą minę.
- Gratuluję. Jesteś z siebie dumna? - zapytała trochę wkurzona.
- Rus wsiadłam tylko na stępa, widzisz żyję.
- Co kochanie dlaczego wsiadłaś mówiłem ci lekarz zakazał!
- No przepraszam ale nie mogłam się oprzeć.
- Dobrze kochanie, ale na razie przez ten czas nie wsiadaj.
- Dobrze, a przy okazji jak tam mała?
- Śpi.
- Ok to dobrze.

Torunn | kl | xx



=Informacje podstawowe=
Imię: Torunn
Ojciec: Tea Biscuit | Delicious Stable |
Matka: Black Caviar | Winter Mist |
Płeć: klacz
Rasa: koń pełnej krwi angielskiej
Maść: ciemnogniada
Data urodzenia: 2 stycznia 2012
Wzrost: 170 cm

=Predyspozycje=
- wyścigi płaskie 1000 - 1600 m.

=Opis=

Charakter: To mieszanina osobowości Biscuita i Caviar. Po ojcu odziedziczyła nieograniczone pokłady radości i sympatyczne usposobienie, zaś po matce wyniosłość i pewność siebie. Klaczka uwielbia zabawy z ludźmi, ufa każdemu, jest bardzo przyjacielska. W stosunku do koni bywa szorstka i nerwowa. Nie lubi gdy jej koledzy i koleżanki ją ignorują, bądź gdy nie są odpowiednio uległe. Tak, Torunn ma dominujące podejście i chętnie stanęłaby na szczycie hierarchii, jednakże okazało się, że wcale nie jest tak silna jak przypuszczała. Pogodzona z losem zajmuje się dokuczaniem słabszych i ukrywaniem się przed silniejszymi osobnikami.
W stajni jest spokojna i prawie całkiem opanowana. Grzecznie wcina sianko czy sprawdza wytrzymałość drewnianych elementów nie zwracając uwagi na zabawki. W porze karmienia robi się nerwowa, ponieważ zawsze ma wielki apetyt i krzyczy najgłośniej, by to jej pierwszej sprezentować miarkę owsa. Kiedy musi czekać oburza się i obraża na danego stajennego na nawet kilka dni.
Przy czyszczeniu całkiem miła i bezproblemowa. Lubi być w centrum uwagi więc jeździec latający wokół niej ze szczotkami jest w porządku. Spokojnie podaje kopyta, także gdy robi to kowal. Nie boi się wody, a wręcz przeciwnie - uwielbia ją w każdym wydaniu. Wąż, jezioro, basem, ocean... Co tylko chcemy.
Samo siodłanie nie wymaga specjalnych zdolności akrobatycznych, tak samo jak zakładanie reszty sprzętu, ale wsiadanie to już wyższa szkoła jazdy.
Pod siodłem: Jak wyżej wspomniałam, wsiadanie na grzbiet Torunn jest sztuką niemalże niewykonalną. Z pomocą dobrego "wsadzacza", "trzymającego" i "gościa od marchewek" dajemy radę. Klacz zaraz po wyjściu ze stajni chce biec. Nie ważne gdzie i jak, byle by ruszyć galopem. Jest dość silna, więc zajmuje się nią z reguły dobry i również nie słaby dżokej. Potrafi szarpnąć w przypływie radości, widząc otwarty teren. Kiedy uda się już wdrapać na siodło... Bez rękawiczek szybko straci się czucie w dłoniach. Ciężko ją wyhamować, więc kiedy już ruszy to leci przed siebie jak ferrari. Ma niesamowite przyspieszenie.
Jej chody są raczej ciężkie do wysiedzenia. Kłus straszliwie wybijający, galop średnio przyjemny... Jedynie stęp ujdzie, ale klacz strasznie rzadko go używa.
Podczas treningu: To czas, w którym doświadczamy niemożliwych popisów z jej strony. Robi wszystko i jeszcze więcej żeby dopiec nam, a w szczególności innym koniom. Rozgrzewka praktycznie nie istnieje. To takie dziesięć minut walki z tym, żeby nie cwałować na złamanie karku. Lepiej jest to robić gdzieś na zamkniętym terenie, nie daj Boże już na torze, bo wtedy nic jej nie potrzyma. Kiedy znajduje się na bieżni pod kopułą wyświetla jej się tylko jedna myśl: "Jedzieeeemy!".
Nie boi się bramek, ale bardzo ją wkurzają, ponieważ powstrzymują ją przed biegiem. Kiedy następuje otworzenie się drzwiczek Tor rusza przed siebie jak wyścigowe auto. Start to jej specjalność, żaden koń nie robi tego szybciej i bardziej widowiskowo. Wyskakuje przed siebie niczym dzika lwica rzucająca się z pasją na niewinną antylopę.
Później utrzymuje stałe tempo, ale ciągle nie potrafi pogodzić się z tym, że jakiś koń może ją minąć.
To typowy krótkodystansowiec. Lubi biec szybko, ale nie potrafi odpuścić i męczy się przekraczając kolejne oznaczniki. Czym krótsza trasa, tym ona jest lepsza.
Nie pozwala dżokejowi sobą rządzić. Ignoruje go i jedynie ostrzegawczo tuli uszy dając znać żeby siedział cicho i pozwolił jej działać.
Nie ma znaczenia ślad, po którym biegnie po bieżni. Może pędzić zarówno przy barierce jak i na środku, byle była pierwsza.
Na zawodach: Trochę poważnieje, myślę, że to przez hałas i całe zamieszanie. Tak jak lubi być w centrum uwagi, tak ta uwaga za zawodach troszkę ją przerasta i jest grzeczna. Oczywiście podczas bardziej kameralnych startów ciągle widać tę brawurę, jednak i tak da się nad nią zapanować prościej niż na "swoim podwórku".
Kiedy już stanie przed bramką wszystko wraca. Nienawiść do tej przeklętej bramki i niepohamowana chęć dociśnięcia pedału gazu. Rzuca się i rży, a kiedy jest wolna leci przed siebie nie zważając uwagi na nic. Dopiero potem zaczyna zdawać sobie sprawę, że coś ją z tyłu dogania i trzeba to zgubić na wszelką cenę.
Dżokej tradycyjnie jest olewany, bo ona wie lepiej. Torunn wie wszystko. Torunn jest po prostu Alfą i Omegą, przynajmniej  jej mniemaniu.
Po pokonaniu linii mety, w zależności od rezultatu, grzecznie zwalnia lub wścieka się jak byk na corridzie.
Jeśli wygra jest taka dumna! Nigdy w życiu nie widziałam konia, który z takim spojrzeniem pozowałby do zdjęć w wieńcu na szyi.
W terenie: Nie. Po prostu nie. Nikogo nigdy nie wypuszczę na niej do lasu, bo niechybnie obydwoje się zabiją. To koń nie przystosowany do spokojnego biegu i podziania widoczków. Zwyczajnie nie da się na niej jeździć po otwartych przestrzeniach bo dostaje bzika i nie dość, że sama zrobi sobie krzywdę, to jeszcze poturbuje jeźdźca.

=Formalności=
Właściciel: Delicious Stable
Poprzedni właściciel: -
Hodowla: Delicious Stable

=Dokumenty=
-paszport
-karta zdrowia
-rodowód

=Informacje szczegółowe=
Imię stajenne: Tor, Runn,Ferrari, Torcia
Chip: posiada
Kondycja: bardzo dobra
Zdrowie: bardzo dobre
Kontuzjowany: nie
Odmiany: -
Odrobaczany: regularnie
Szczepiony: tak
Werkowany: regularnie
Kuty: tak, na cztery kończyny
Tarnikowane zęby: regularnie
Ujeżdżony: tak
Do hodowli: nie
Bonitacja: -
Ilość osiągnięć: 0

=Potomstwo=
-klacze
-ogiery/wałachy

=Treningi i jazdy=

=Osiągnięcia i tytuły=
-sukcesy sportowe |  |:
-sukcesy pokazowe |  |:
-inne | |:


=Informacje dla hodowców=
Cena pokrycia: -
Cena embriontransferu: -



piątek, 17 stycznia 2014

Guantanamo AM | og | AQH















=Galeria=

=Informacje podstawowe=
Imię: Guantanamo AM
Ojciec: Grifindor  | nvirt., AQH
Matka: AeMa  | nvirt., AQH/APH
Płeć: ogier
Rasa: American Quarter Horse
Maść: kara
Data urodzenia: 23 lutego 2006r.
Wzrost: 164 cm

=Predyspozycje=
-western pleasure, reining
-hodowla

=Opis=

Historia: Urodził się w hodowli AQH, a jego dalsza historia nie jest znana. Wiemy, że niedługo po narodzinach jego pierwszej córki - Swift Chillout, przyjechał do WSK Grand Prix by reprezentować te stajnie podczas konkursów westernowych. Ze względu na dużą ilość koni i małą ilość czasu, którą można tam było poświęcać na indywidualne treningi, Nemo został wystawiony na sprzedaż. Przy okazji zawodów, Ruska i Delicja zwiedzały stajnie. Zaintrygował je kary ogier szalejący na jednym z padoków, dokładnie obejrzały go i zasięgnęły informacji starając się dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Nie od razu zdecydowały się na kupno, minęło trochę czasu, jednak w końcu stwierdziły, że Guant godnie zastąpi Summer Rain i będzie idealnym dopełnieniem naszej, powiększającej się, kadry westernowej. 
Charakter: Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie odważnego, pewnego siebie konia z wysoką samooceną. Jednak Nemo wcale nie jest zadufany w sobie, z tą odwagą też bywa różnie. Jest bardzo towarzyski i nie może znieść samotności, czy to ze strony ludzi, czy innych koni. Uwielbia być w centrum uwagi, wtedy mocno się popisuje i stara się upodobnić do dzikiego mustanga, jednak kilka minut później staje się potulny jak baranek. Może stać przez piętnaście minut w bezruchu poddając się głaskaniu ze strony opiekuna czy odwiedzających. 
Przy czyszczeniu i ubieraniu na jazdę nie sprawia żadnych kłopotów. Czasami zdarza mu się zadzierać głowę przy zakładaniu ogłowia, ale są to rzadkie przypadki, kiedy bardzo nie chce mu się pracować. Ładnie podaje kopytka i grzecznie czeka, aż skończymy go pielęgnować.
Bardzo lubi wodę, dlatego podczas kąpieli wszyscy świetnie się bawimy. Kiedy latem jeździmy nad ocean, Nemo jest w siódmym niebie i najchętniej w ogóle nie wychodziłby z wody. Chlapie wszystkich dookoła i cieszy się jak małe dziecko.
Pod siodłem: Nie trzeba szukać z nim kontaktu, ponieważ Nemo od razu nawiązuje go z jeźdźcem. Jest bardzo chętny do współpracy i bez mrugnięcia okiem wykonuje każde polecenie. Z drugiej strony nie potrafi samodzielnie czegoś zainicjować. Musimy uważać na każdy szczegół podczas treningu. Pilnujemy tempa, ułożenia i tak dalej... Jego kolejną cechą jest duża chęć do nauki nowych rzeczy i utrwalania tych, które zdążył już poznać.
Ma bardzo wygodne chody, niezależnie od tempa można się na nim odprężyć i zapomnieć o wszystkich problemach. Nemo zawsze jest nieziemsko grzeczny i posłuszny.
Jedyny problem to wrażliwość na wszelkie owady, toteż podczas jazd na zewnątrz mamy drobne problemy, jednak rozwiązaniem tej kwestii jest jakiś dobry spray.
Na zawodach: Niegdyś był trochę strachliwy, a widząc masę koni i ludzi zwyczajnie wariował. Najwyraźniej wydoroślał i trochę spoważniał, bo teraz nie mamy z tym problemu. Bywa niespokojny, kiedy inny koń się na niego sadzi lub z głośników dobiegną go nieprzyjemne dźwięki, ale poza tym - zachowuje się świetnie.
Na rozprężani zajmuje się jeźdźcem i prawie nie zwraca uwagi na resztę. Łatwo się koncentruje i wyłącza wszystko, co może mu przeszkadzać. Kiedy przychodzi czas na start również się nie denerwuje. Opanowany oczekuje wskazówek od partnera, a zaraz potem wykonuje je najlepiej jak potrafi.
W terenie: Zachowuje się na szóstkę z drobnym minusem. Wspaniale zgrywa się z jeźdźcem, jednak podczas samotnych spacerów ma małe problemy. Zaczyna się płoszyć, odskakiwać i tak dalej. Nie może znieść tego, że nie widzi innych koni i udziela mu się lekka panika, którą niełatwo jest opanować.
Kiedy w pobliżu są jego koledzy i koleżanki można śmiało wsadzić na niego nawet dziecko. Zachowuje się bardzo przywozicie i grzecznie robi to, o co się go poprosi. Bez problemu chodzi w zastępie, a pozycja nie ma znaczenia. Nema można umieścić wszędzie, nawet na samym czole.
Nie lubi skakać, więc spotykając na drodze powaloną kłodę musimy ją omijać. W ostateczności potrafi wykonać jakiś koślawy skok, ale robi to niechętnie i może się za to obrazić... 

=Formalności=
Właściciel: Delicious Stable
Poprzedni właściciel: WSK Grand Prix
Hodowla: AQH Farm

=Dokumenty=

=Informacje szczegółowe=
Imię stajenne: Namo, Nemo, Kary, Guan
Chip: posiada
Kondycja: bardzo dobra
Zdrowie: bardzo dobre
Kontuzjowany: nie
Odmiany: brak
Odrobaczany: regularnie
Szczepiony: tak
Werkowany: regularnie
Kuty: tak, na cztery kończyny
Tarnikowane zęby: regularnie
Ujeżdżony: tak
Do hodowli: tak
Bonitacja: 82
Ilość osiągnięć: 2

=Potomstwo=
 -klacze
  1. Say Chillout  | od: Swift ChilloutWSK Grand Prix
-ogiery/wałachy

=Treningi i jazdy=

  1. Trening westernowy
=Osiągnięcia i tytuły=
-sukcesy sportowe | 2 |:
  1. II miejsce w western pleasure | Hipodrom Lider |
  2. VIII miejsce w western pleasure w VI Gali | CT Jakarta Arabians |

-sukcesy pokazowe |  |:
-inne |  |:

=Informacje dla hodowców=
Cena stanówki: 3000 hrs
Cena nasienia: 1000 hrs

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Delicja wraca do DS! Z Nadią. :)

Delicja
Ruska

Rano Nick pojechał po mnie i Nadie do szpitala, dziś miałam wrócić już do domu. Już miałam dosyć tej męczarni marzyłam tylko by wsiąść na konia i pojeździć. Gdy Nick przyjechał wszystko miałam już zapakowane tylko wsiadłam szybciutko do samochodu trzymając Nadię na rękach po czym po chwili ruszyliśmy do stajni. Po kilku minutach ujrzałam naszą stajnię bardzo się ucieszyłam po prostu mega szczęście. Wysiadłam z samochodu z pełną szczęścia miną i miałam zamiar pójść już do stajni.
- A ty nie idziesz się przywitać ani nic? - zapytał.
- A no tak - odpowiedziałam z entuzjazmem.
Szybciutko weszłam do kuchni po czym ujrzałam wszystkich ze stajni. Zaczęli się ze mną witać i co najważniejsze chcieli zobaczyć Nadię. Ruska podleciała pierwsza i oczywiście wzięła dziecko na ręce.
- Boże.. jest prześliczna - odparła Ruska.
- A tu mamy dla ciebie torcika i mały prezent - powiedziała Megan.
Po chwili wręczyli mi śpioszki dla dziecka. Bardzo się ucieszyłam i wyściskałam wszystkich. Ruska poszła położyć Nadię na górę bo po prostu za chiny nie chciała jej oddać. :D
- To co może zjemy tort, i nam trochę poopowiadasz mamy trochę zaległego.
- Dobrze... - odparłam.
Szczerze liczyłam że pójdę pojeździć. :D
Zaniosłam małą do pokoju Del, gdzie miała już przygotowane łóżeczko i wszystko czego było jej trzeba. Najwyraźniej była zmęczona, gdyż zasnęła błyskawicznie. Zeszłam na dół i od razu domyśliłam się o co chodzi Delicji.
- Co? Poszłoby się do stajni, hm? - zapytałam z zadziornym uśmiechem.
- O nie, nie... - wtrącił się Nick, który ostatnio zrobiła się niesamowicie ostrożny i wrażliwy na punkcie dwóch najważniejszych dziewczyn w jego życiu. - Lekarz zakazał.
Naburmuszona usiadła na kanapie i złapała się za kawałek tortu czekoladowego.
- Kocham ją, absolutnie kocham moją przyszłą chrześniaczkę... - powiedziałam. - Będziecie się musieli nią dzielić, będę ją rozpieszczać i w ogóle...
- Akurat. Jest nasza. - Nick przytulił Del z rozbawioną miną.
Pogadaliśmy o tym i owym, po czym rozeszliśmy się w pokoju. Każdy zajął się sobą. Życie w Delicious Stable wróciło do normy. Albo przeciwnie, dopiero teraz zacznie się zabawa. ;)

piątek, 10 stycznia 2014

Trening ujeżdżeniowy | *Moet II & Weapon X |

Ruska &  *Moet II
Valentine &  Weapon X
Sky

Trochę wkurzona wyłączyłam alarm i odrzuciłam komórkę gdzieś na łóżko po czym rozejrzałam się zaspanym wzrokiem. Zamierzałam wrócić do tulenia poduszki, ale do pokoju wszedł Ray we własnej osobie.
- Wróciłeś! - krzyknęłam radośnie i podbiegłam do niego, rzucając się na szyję chłopaka. - Jak tam na misji? - zapytałam z szelmowskim uśmiechem, a on odwzajemnił gest i potargał mi włosy, które już i tak były w fatalnym stanie.
- Ciekawie. Dużo się działo...
- Miałeś powiedzieć, że było strasznie nudno i umierałeś z tęsknoty... - pokręciłam głową udając niezadowolenie.
- A gdzie tam! Było świetnie! Wybuchy i strzelanie! - odparł posyłając mi rozbawione spojrzenie po czym pocałował mnie w czoło. - Umieram. Idę spać.
Wyraziłam zgodę po czym raz dwa się ogarnęłam i zeszłam na dół. Sky plotkowała z Jessy i Valentine o nowych koniach, Chris, Cruz i Jack omawiali ostatni mecz jedząc kanapki, a Nick szykował się by odwiedzić Del w szpitalu.
- I co? Dumny jesteś? - zapytałam z szerokim uśmiechem. - Wpadnę do nich po południu.
Chłopak był tak szczęśliwy, że nawet nie potrafił sklecić porządnego zdania, więc machnęłam ręką i natychmiast wyszedł odmachując nam.
- Ojcostwo mu służy - zachichotał któryś ze stajennych, a ja zignorowałam to i otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś smakowitego.
- Ufoszku, wsiądziesz na X-mena za 20 minut? - zwróciłam się do Val, która energicznie przytaknęła. - Ja sobie wezmę Moneta na lekki trening ujeżdżeniowy...
Zjedliśmy śniadanie. Wraz ze Sky i UFO weszłyśmy do stajni ogierów i przywitałyśmy się z rumakami. Sprawdziłam stan Moeta, a że był całkiem czysty - dobry humor mnie nie opuścił. Z siodlarni wzięłam sprzęt, granatowe owijki i czaprak w tym samym kolorze, po czym wróciłam do konia i zaczęłam go szczotkować. Kyrah zajęła się kopytami, więc poszło jeszcze szybciej. Ubrałam go bez problemów i byliśmy gotowi do wyjścia. Ruszyłam na hale przez korytarz i tam wsiadłam, stępowaliśmy na luźnej wodzy. Valentine pojawiła się niecałą minute po nas, a Sky usiadła w pierwszym rzędzie na trybunach.
- Włącz radio! - poleciła Val i zaczęła tańczyć kiedy z głośników wydostały się pierwsze dźwięki jakiejś żwawej piosenki. Zaśmiałam się i zebrałam wodze starając się skupić na Monecie. Zdążyłam zauważyć, że dziś jest całkiem grzeczny. Dodałam łydkę, żeby troszkę przyspieszył, a on bez wahania wykonał polecenie. Zerknęłam na UFO, która wciąż się wygłupiała, jednak Weaponowi to wcale nie przeszkadzało. Świetnie reagował na łydki i dosiad, dawał się prowadzić bez użycia wodzy. Starałam się zająć ogra woltami, zatrzymaniami i cofaniem. Zahaczyliśmy również o zwroty, te na tyle wychodziły mu lepiej, więc zrobiłam kilka dodatkowych na przodzie i wjechałam na ścianę by zakłusować.
Monet szarpnął głową i miał problem z utrzymaniem tempa, ale mocny impuls załatwił sprawę. Na krótkich ścianach przyspieszaliśmy, na długim poruszaliśmy się wolniej, później na odwrót i wtedy zaczął się zbierać.
Val po wykonaniu serii ćwiczeń w stępie również przeszła do kłusa. Dawała X-menowi wiele luzu, ale rumak dopiero się uczy i poziom trudności jest do niego dobre dopasowany. Konik trochę się wlekł, ale amazonka starała się go rozbudzić. Obydwie wiedziałyśmy, że uda się to dopiero po pierwszym galopie.
Porobiłyśmy ćwiczenia w kłusie, z Monetem pracowałam nad poprawnym ustawieniem na prostej i podczas jazdy na wolcie, natomiast Valentine skupiła się na zbieraniu Weapona z jednoczesnym utrzymywaniem tempa. Po kilkunastu minutach UFO dała mi znać, że zamierza zagalopować, więc zjechałam na drugi ślad i bawiłam się prędkością biegu, co Moetowi całkiem odpowiadało. Weapon ruszył galopem z narożnika i sadząc kilka baranków pobiegł przed siebie. Szybko odzyskał równowagę i dał się prowadzić amazonce, której uśmiech nie schodził z twarzy.
- Kocham go. Jest idealny - krzyknęła przyspieszając.
Ogier wyciągnął szyję i starał się rozpędzić, by rozładować energię. Dziewczyna pozwoliła mu na to, a kiedy skończył spokojnie zwolniła i ustawiła go sobie tak, by szedł z jakąś tam gracją. Wtedy prezentował się znacznie lepiej i był zadowolony. Zmienili kierunek i pokonali dwa pełne okrążenia, po czym zaczęli pracę na kole, a ja wypchnęłam Moneta do galopu. Ogier silnie machnął głową, ale wodzy mi nie wyrwał. Zamierzał odbiec od ściany i uciec gdzieś na środek, ale w porę udało mi się go ogarnąć i zaprosić z powrotem na pierwszy ślad. Prychnął i pozwolił mi się zganaszować. Biegł spokojnym tempem, a kiedy już wiedziałam, że złość mu przeszła i chcę pracować - pozwoliłam mu przyspieszyć. Monet był prze szczęśliwy i z wielką radością skoczył na przód. Poklepałam go gdy pozwolił się wyhamować i posłusznie zwolnił tempo. Pięknie się zebrał, więc postanowiłam poćwiczyć galop na łukach. Zrobiliśmy sobie sporawą serpentynę, potem kolejną, ale już z ciaśniejszymi brzuszkami. Zabrałam go na woltę i sprawdziłam jak prezentuje się w zgięciu. Był elastyczny, a jego ułożenie poprawne. Zaczęliśmy kręcić ósemki z lotną zmianą nogi. Wychodziły mu coraz swobodniej, więc już po kilku próbach pochwaliłam go i zwolniłam do kłusa.
Val udoskonalała przejścia między chodami, nie zawsze były tak płynne, jak powinny, ale ogier zaczynał rozumieć o co chodzi. Później przeszli do poprawnych zatrzymań z galopu i kłusa. Początkowo odstawiał zad i zawsze coś było nie tak, ale za którymś razem udało mu się postawić wszystkie nogi poprawnie. Potem było już lepiej. Na koniec amazonka popracowała nad lotnymi na przekątnej i po kilku udanych próbach dała mu spokój i oddała kawałek wodzy w wolniutkim kłusie.
- Mogę wsadzić Sky? - zapytała podjeżdżając do mnie, gdy wykonywałam średnio udany zwrot na przodzie.
- Jasne. Tylko niech kask założy... - mruknęłam powtarzając ćwiczenie i pochwaliłam konia z promiennym uśmiechem. - Właśnie tak!
Val zaśmiała się pod nosem i podjechała na dziewczynki.
Zerknęłam na nie i upewniwszy się, że mała ma na głowie toczek ruszyłam kłusem ze stój. Po kilku krokach przeszłam w galop na prostej i poklepałam ogiera po szyi. Dałam mu dokładne sygnały i zatrzymaliśmy się. Zdawało mi się, że przeszedł do stępa... Ponownie zakłusowałam, zagalopowałam i zatrzymałam się, tym razem idealnie.
- Świetnie, synek... Będą z ciebie ludzie, wiesz? - szepnęłam głaszcząc złotą sierść wierzchowca.
Chwilę pracowałam nad przejściami, ale Mo nie ma z tym specjalnych problemów, więc szybko dałam mu wolne. Troszkę pokłusowałam i przeszłam do stępa swobodnego, jednak nie oddałam mu wodze całkowicie. Właśnie na koniec jazdy temu rumakowi lubi odbijać... Uśmiechnęłam się i zerknęłam na Sky, która pod okiem UFO cofała młodego ogiera. Nie martwiłam się, ten koń jest bardzo spokojny i cierpliwy mimo swojego wieku. Kiedy obydwa konie były rozstepowane zeskoczyłyśmy z siodeł i odprowadziłyśmy je do boksów. Szybko zdjęłam sprzęt i roztarłam trochę spoconą sierść.
- Mam coś dla ciebie... - Wyjęłam kilka cukierków z kieszeni kurtki i podarowałam holsztynowi.
Wyklepałam go jeszcze i zabrałam ekwipunek do masztalerki. Sky i UFO odkładały sprzęt X-mena.
- Mogę jechać z tobą do cioci? - zapytała młoda robiąc śliczne oczka.
- Nie wiem... Wczoraj w szkole...
- Ja się tylko broniłam! - odparła z wyrzutem.
- Akurat... - Uśmiechnęłam się. - O 14 masz być gotowa.

niedziela, 5 stycznia 2014

Trening crossowy | *Coffey, *Tornada & Weapon X |

Ruska & Weapon X
Anabell & *Coffey
Megan & *Tornada

Od kilku godzin buszowałam w stajni gdy po chwili przez pół stajni Megan zaczęła się drzeć.
- Anabell! - Wołała mnie Meg.
- Tak? - Odpowiedziałam.
- Jedziemy poćwiczyć z końmi cross ty bierz Coffey, masz 30 min i masz się pojawić przed stajnią Ruska też jedzie.
- Ale...
- Nie ma ale.
Poszłam po sprzęt i szczotki Coffey, szybko ją wyczyściłam i osiodłałam. Klaczka była w dobrym chumorze po chwili wyszliśmy przed stajnię gdzie czekała na nasz Ruska z Weaponem i Megan z Tornadą.
- To co ruszamy? - Zapytałam.
- Tak ruszajmy.
Docisnełam łydkę i ruszyliśmy w stronę bramy. Po chwili zaczęliśmy rozmawiać i nawet nie zauważyliśmy gdy wjechaliśmy do lasu.
- To co kłuśniemy bo uśniemy? - Zapytałam uśmiechając się.
- Ok.
Po chwili daliśmy sygnał do kłusa i przez dłuższą chwilę sobie kłusowaliśmy. Weapon szedł ładnie słuchał się poleceń bez za żucenia, Torni mocno się wyrywała chcąc jechać szybciej a Coffey bez problemu grzeczna klaczka. Meg już nie mogła wytrzymać z Torni bo tak ją ciągła że poprostu ręce jej odpadały, więc ruszyła galopem a my za nią. Po chwili już znaleźliśmy się na torze crossowym po czym rozjechaliśmy się i porobiliśmy jeszcze kilka ćwiczeń. Ja z Coff trochę sobie ją powyginałam w kłusie i w galopie trochę zatrzymać zwrotów i takich podobnych, Ruska i Weapon pracowali podobnie jak my ale jeszcze co chwilę się zatrzymywali a Torni i Meg zatrzymania i wygięcia. Gdy uznaliśmy że konie są rozgrzane Meg zapytała.
- To kto pierwszy?
- Ja pojadę na końcu bo pójdę na ten wyszy tor.
- Ok mogę ja. - Powiedziała Ruska
Po chwili zagalopowała i nakierowała się na kłodę z którą sobie dał radę świetnie, potem na beczki teraz skoczył trochę gorzej, następnie pokierowali się na takie małe coś przypominające dom. Ogier pokonał ją jak mercedes chyba się obudziłam nie było zażutów co do tego skoków skoczył badrdzo płynnie, potem woda to co Wea lubił najbardziej. A na koniec taki płotek z siana, na początku nie wiedział czy to skoczyć czy co więc odmówił skoku a potem Ruska nakierowała go jeszcze raz i skoczył bezproblemu. Ruska przeszła do stępa i poklepała go po czym zaczęli stępować.
- Ok to teraz ty Megan.
Nie wachając się szybciutkim galopem Torni przeskoczyła kłodę potem beczki poszły jak z płatka, domek poszedł doskonale Torni skoczyła jak by miała skakać metr miała taki zapas żę szkok. Rzeczka no to było tak że skoczyła w nią była bardzo zdziwiona ale później Meg dała jej łydkę i poszła na ostatni płotek ze słomy. Dziewczyna była dumna z klaczy wyklepała ją i zaczęła stępować przyłączając się do Ruski.
- Ok to podjedziemy kłusem do następnego toru? - Zapytałam
- Dobrze.
Kłusem podjechaliśmy do toru przed samą przeszkodą zagalopowałam i nakierowałam klacz na murek, następnie szereg z kłód a potem taki jakiś dziwny trójkąt, wszystko poszło bez zażutów było fantastycznie Cof skakała jak niczym księżyc na niebie. Potem szybszym galopikiem szybciutko oporałyśmy się ze stołem wyszedł koślawo, teraz była woda i nad nią okrągła przeszkoda, klaczka zawachała się ale i tak skoczyła na koniec mieliśmy szereg z kilku położonych na siebie desek. Wyklepałam klaczkę i dałam jej smakołyka z siodła, po czym ruszyliśmy stępem do stajni. Po kilku minutach byliśmy już w stajni każda z nas ogarnęła swojego konia i poszła do kuchni by coś przekąsić.

sobota, 4 stycznia 2014

Teren | *Dramat & Son of Asgard |

Ruska &  *Dramat
Sky &  Son of Asgad
Okolice Delicious Stable


Po wydarzeniach z wczorajszego dnia, zaproponowałam Sky teren na kucach, żeby trochę odpocząć od treningów i sprawić rumakom radość.  Dla siebie wybrałam Dramata, dla młodej – Asgarda.  Kiedy ja weszłam do stajni, ona kończyła czyszczenie fiordinga.
- Wszystko gra? – zapytałam z uśmiechem.
- Jasne, będziemy gotowi za 10 minut.
Z siodlarni zabrałam wszechstronne siodło, ogłowie, brązowy czaprak, podkładkę i czarne ochraniacze. Dram stał w boksie i beztrosko wcinał sianko, więc na spokojnie rozłożyłam sobie sprzęt na stelażu i weszłam do kuca ze szczotkami i uwiązem.
- Dzień dobry Myszorku… - powiedziałam podchodząc do niego z wyjętym z kieszeni cukierkiem, który z apetytem zjadł.  – Nie złość się, bo jedziemy na spacer.
Zaczęłam go szczotkować, oczywiście miał te swoje humorki, ale nie było tak źle. Najwyraźniej zdążył się już zaaklimatyzować, z czego byłam bardzo zadowolona. W końcu był jednym z moich ulubieńców, chciałam żeby czuł się tutaj jak najlepiej. Przy podpinaniu popręgu ostrzegawczo zerkał w moja stronę, ale nie próbował mnie ugryźć. Szybko dokończyłam zakładanie sprzętu i wyszliśmy na korytarz. Kyrah czekała już na dworze i ustawiała sobie puśliska.
- Wsiadać?
- Tak i myśl, gdzie chcesz jechać.
Usadowiłyśmy się na kucach, Asgard ruszył spokojnym stępem, z Dramatem musiałam się troszkę pomęczyć. W końcu jednak pozwolił się jako tako ogarnąć i szedł żwawym tempem obok fiorda.
- To co? Jaki kierunek? – zapytałam.
- Łąka? Będziemy się mogły pościągać?
- Wiesz co… Nie bardzo. Wole nie ryzykować, bo As może cię ponieść, kiedy przyspieszysz. Następnym razem wybierzemy inne konie i wtedy, zgoda?
- No ok... To jeźdźmy do lasu.
Skinęłam głową i skróciłam wodze widząc, że przejechałyśmy już spory kawał drogi. Skręciłyśmy w piaskową ścieżkę i ciągle jadąc koło siebie zakłuwałyśmy. Synek zachowywał się świetnie. Szedł równo, współpracował ze Sky i był wyjątkowo grzeczny. Natomiast Dramatowi udzieliła się terenowa atmosfera i najchętniej ruszyłby przed siebie biegiem. Gdyby nie rękawiczki, dłonie odpadłyby mi po 15 minutach. Alejka była bardzo długa, konie zdążyły się trochę znudzić, co na mojego wierzchowca podziałało kojąco. Przestał machać głową i ładnie poruszał się na przód. Kiedy ścieżka zwęziła się na tyle, by Damat musiał zająć miejsce prowadzącego wrócił jego buntowniczy charakter. Za wszelką cenę chciał kopnąć truchtającego za nim konika, a gdy tamten zwiększył odległość do jakichś sześciu metrów, skupił swoją  złość na mnie i wyszarpywał wodze.
Wjechałyśmy do lasu, gdzie po wąskiej dróżce sunęłyśmy energicznym kłusem. Było jeszcze przed południem, więc temperatura powoli wzrastała. Oszacowałabym ja na 12 stopni… Kluczyłyśmy między drzewami wymyślając nieokreślone wzory i rysunki. Obydwa kuce zdążyły się już nieco rozluźnić, stały się spokojniejsze.  Znalazłyśmy sobie  dużą polanę, na której zamierzałyśmy pogalopować. Sky zjechała do środka zwalniając do stępa, ćwiczyła wszelkie figury ujeżdżeniowe w najniższych chodach: cofanie, zwroty itp.
Zrobiłam dwa okrążenia w raczej wolnym kłusie i wypchnęłam konika do galopu, co uczynił natychmiast. Poszedł przed siebie jak rakieta i urządził mi relaksacyjną serię bryków, po czym dał się zatrzymać. Odczekałam chwilę i spróbowałam jeszcze raz z tym samym skutkiem. „Cierpliwość to klucz do sukcesu” – powtarzałam w myślach zaciskając ręce na wodzy, a zaraz potem rozluźniając się. Powtórzyłam ćwiczenie i za siódmym razem udało się. Dramat galopował w odpowiednim tempie, a nawet zaczął się składać. Pokonaliśmy kilka okrążeń, a potem zmieniłam kierunek przez pół woltę w kłusie. Na prawą nogę poprawnie zagalopowaliśmy już za trzecim razem i pozwoliłam mu poruszać się galopem dłużej niż poprzednio. Energia nie kończy mu się chyba nigdy…
Zjechałam do środka i zwolniłam do stępa, kiedy Sky wyjechała Synkiem na „ścianę” i zagalopowała od ruchu biodrem.
- Brawo! – powiedziałam obserwując ją. Młoda uczy się w naprawdę szybkim tempie.
Fiording ciągle pozostawał na kontakcie ze zganaszowaną łepetyną i ładnym ruchem. Sky bawiła się tempem, a po chwili zmieniła nogę przez lotną na przekątnej i bez zmiany chodu pogalopowała na lewo. Nie muszę chyba wspominać jak bardzo rozpierała mnie duma.
Gdy skończyła obydwie podążyłyśmy leśną ścieżką niezbyt szybkim kłusem. Prowadziłam nasz zastęp i myślałam co zrobić na obiad, dzisiaj mój dyżur… Dramat, chociaż już trochę zmęczony, nadal próbował swoje wywalczyć, jednak ograniczył się do wyrywania wodzy. Zerknęłam za siebie; Asgard zachowywał się jak należy i słuchał się dziewczynki. Całkiem nieźle się zgrywają. 
- Zagalopujemy jeszcze? – zapytała z rozbrajającym uśmiechem.
- Dobra, kiedy wjedziemy na piasek.
Po kilku minutach kłusika po lesie, pokazała nam się piaszczysta alejka, którą pokonałyśmy czterdzieści minut wcześniej. Odwróciłam się do Sky by dać jej znać do zmiany chodu i docisnęłam łydki do boków kuca. Dramat przeszedł w galop i choć to przejście nie należało do najlepszych, nie za bardzo mogła je wtedy poprawić. Słyszałam, że fiord także galopuje, więc skupiłam się na utrzymaniu dobrego tempa.  Mniej więcej w połowie drogi, czyli po jakichś pięciuset metrach, zwolniłyśmy do kłusa i poklepałyśmy konie. Wkrótce przeszłyśmy do stępa, Sky widząc stajnię oddała kucowi trochę wodzy, ja jeszcze nie mogłam sobie na to pozwolić. Dopiero kiedy Dramat w pełni mi zaufa.
- Do boksu– powiedziałam zsiadając przed wrotami stajni.

Kyrah przytaknęła i również zeskoczyła z grzbietu. Odprowadziłyśmy rumaki do boksów i rozebrałyśmy je. Podarowałam kucykowi marchewkę i wyklepałam go po szyi. Wyszłam, zamykając za sobą drzwi i odniosłam sprzęt do masztalerki. Czapraki wywiesiłyśmy na suszarce stojącej w kącie korytarza.